Który kraj „dorobił się” w ostatnim dziesięcioleciu największego wzrostu zadłużenia w stosunku do produktu krajowego brutto? Rok temu, gdy
świat chwiał się na nogach po ciosie, jakim był kryzys segmentu podrzędnych kredytów hipotecznych, większość inwestorów prawdopodobnie odpowiedziałaby: Ameryka. Dziś natomiast, gdy mowa o katastrofalnym obciążeniu długami, w pierwszej kolejności na myśl przychodzą Islandia, Dubaj czy
Grecja.
Tymczasem, jeśli wierzyć konsultantom z
firmy doradczej McKinsey, prawdziwym rekordzistą zadłużenia (przynajmniej wśród wielkich gospodarek Zachodu) jest
Wielka Brytania. McKinsey przeanalizowała dane i oszacowała wielkość brutto prywatnego i publicznego długu brytyjskiego na 449 proc.
PKB, wobec 350 proc. na początku dziesięciolecia.
Krótkowzroczność
Wskaźnik jest wysoki nawet po wyłączeniu z rachunku zobowiązań brytyjskich oddziałów banków zagranicznych: wynosi 380 proc. Wyższy ma tylko Japonia. Według opublikowanego właśnie raportu McKinsey* kolejne miejsce zajmuje Hiszpania, której zadłużenie także dramatycznie wzrosło.
Te dane – które same w sobie stanowią prawdziwy zimny prysznic, zwłaszcza dla brytyjskich wyborców – zwracają uwagę na inny, jeszcze ważniejszy aspekt sytuacji. W połowie minionego dziesięciolecia uzyskanie danych na temat poziomu zadłużenia bywało bardzo niewdzięcznym zadaniem, ponieważ niewielu architektów
polityki w ogóle przywiązywało wagę do tej kwestii – między innymi z powodu mylnego przekonania, że dzięki nowatorskim rozwiązaniom w dziedzinie finansów zadłużenie stało się mniej niebezpieczne niż niegdyś. Poza tym urzędnicy organów finansowych i nadzoru bankowego koncentrowali się na bardzo wąskich miarach dźwigni finansowej, które pozwalają śledzić, na przykład,
zadłużenie funduszy arbitrażowych (po upadku funduszu Long-Term Capital Management Fund na tym tle zapanowała powszechna obsesja).
Ponieważ zaś te wąskie definicje zadłużenia wyglądały nieszkodliwie, nie przywiązywano specjalnej wagi do ogólnego poziomu długu, ani do debaty na temat tego, czy trzeba, czy nie obniżyć zadłużenie. Dziś, oczywiście,
świat jest zupełnie inny. Jednak, jak podkreśla McKinsey, znajomość mechaniki „redukcji zadłużenia” jest nadal zaskakująco uboga, jeśli porównać ją – na przykład – z prowadzonymi w ostatnich czasach badaniami kryzysów finansowych.
Państwa w długach
McKinsey próbuje uzupełnić tę lukę: w tym celu sporządziła wykres najnowszego schematu światowych poziomów dźwigni finansowej i osadziła go w szerszym kontekście historycznym, co ma ilustrować metody, jakimi w przeszłości redukowano dźwignię (albo jej nie redukowano). Jak to bywa z kompendiami statystycznymi, niektóre dane są kontrowersyjne. Niektórzy ekonomiści powiedzą zapewne, że dane dotyczące
wielkości brutto brytyjskiego długu są zbyt prymitywne, ponieważ nie uwzględniają wierzytelności ani wzajemnych powiązań kapitałowych. Na ogół brytyjscy podatnicy nie odpowiadają, powiedzmy,
za długi brytyjskich koncernów przemysłowych.
Mimo to niektóre prawidłowości przedstawione w raporcie są fascynujące i cenne, właśnie dlatego, że tak często je ignorowano. McKinsey podkreśla między innymi, że – wbrew rozpowszechnionej opinii – w ostatnim dziesięcioleciu świat finansów w większości nie nadużywał bezrozumnie dźwigni długu. To wąskie grono domów maklerskich i banków światowych uległo szaleństwu zwiększania zadłużenia.
Co więcej, równolegle ze wzrostem (ograniczonym) zadłużenia domów maklerskich w zeszłym dziesięcioleciu zwiększało się – i to w zaskakującym tempie – zadłużenie „gospodarki realnej”, zwłaszcza sektorów gospodarstw domowych i nieruchomości. Od początku kryzysu zadłużenie „realnej gospodarki” zmalało zaledwie nieznacznie, podczas gdy sektor finansowy znacznie zredukował dźwignię. Wobec spirali wzrostu długu publicznego w większości dużych gospodarek nie doszło do obniżenia poziomu zadłużenia brutto. Z tego wynika wniosek o decydującej wadze: jeśli przyjąć, że redukcja zadłużenia jest nieunikniona, to znaczna jej część jest jeszcze przed nami.
Każde wyjście złe
O ile jednak w przeszłości rządy czasem ułatwiały to zadanie, generując szybki wzrost – czy to dzięki eksportowi (poprzez dewaluację), czy dzięki dywidendzie pokoju (po wojnie) – o tyle tym razem niełatwo będzie skorzystać z owych dróg wyjścia. Inaczej mówiąc, z osiągnięciem wzrostu może być kiepsko. McKinsey sugeruje, że pozostają trzy rozwiązania – wszystkie trudne do przełknięcia: odmowa obsługi długu, inflacja albo zaciśnięcie pasa.
McKinsey zakłada – albo ma nadzieję – że wybór padnie na zaciskanie pasa. W związku z tym przewiduje, że następnych dziesięć lat upłynie w surowym klimacie oszczędności. Może ma rację – ale moim zdaniem wcale nie jest przesądzone, że zachodni wyborcy potulnie przystaną na bardziej ascetyczny tryb życia. Dlatego przywiązywałbym większą wagę także i do dwóch pozostałych możliwości wyboru. Tak czy inaczej, prawdziwy morał z tej historii jest taki: rządy krajów zachodnich stoją wobec monumentalnego zadania. Szkoda, że organizacje, takie jak McKinsey, nie sporządziły wykresów zadłużenia trzy lata temu. Gdyby tak się stało, politycy – nawet (albo zwłaszcza) brytyjscy – może nie byliby dziś w takich opałach.
*Debt and Deleveraging; The Global Credit Bubble and its Economic Consequences (Dług i oddłużanie. Światowa bańka kredytowa i jej gospodarcze konsekwencje), McKinsey Global Institute; styczeń 2010 r.