Rosyjski gaz stanowi główne paliwo dla białoruskiej gospodarki. Do tej pory był sprzedawany po preferencyjnych cenach, jednak kilka wolt prezydenta Aleksandra Łukaszenki i jego flirt z Unią Europejską spowodowały, że Gazprom – ulubiony koncern Kremla – zaczął urealniać ceny. Teraz Mińsk płaci ok. 169 dol. za tysiąc metrów sześciennych błękitnego złota. To i tak wciąż o wiele mniej niż Zachód, który za tę samą ilość gazu musi płacić co najmniej 280 dolarów. Ale to i tak o wiele za dużo dla niewydolnej białoruskiej gospodarki, która ma problemy ze zdobyciem walut.

Mińsk prosi o łaskę

Postawiona pod ścianą Białoruś poprosiła Gazprom o obniżenie ceny tysiąca metrów sześciennych gazu do 150 dol. Taką propozycję zawiózł do Moskwy szef Biełtransgazu Władimir Majorow. W zamian Mińsk zaproponował koncernowi wejście na jego rynek energii elektrycznej – Białoruś gotowa jest dopuścić Gazprom do budowanego właśnie drugiego bloku elektrowni Biarozauskiej. Dzięki inwestycji wartej 490 mln dol. moc elektrowni wzrośnie do 600 MW.
Na dodatek Gazprom ma otrzymać zgodę na przejęcie zadłużonych zakładów chemicznych położonych koło Grodna. Był nimi już wcześniej z zainteresowany, ale na przejęcie Azotów przez Rosjan nie zgadzał się Aleksander Łukaszenka. – Mamy nadzieję, że nasze propozycje zaowocują przyznaniu Białorusi korzystniejszych cen na rosyjski gaz – tymi słowami swoją misję zakończył Majorow.
Reklama
Pełna treść artykułu: Gazowa kapitulacja Białorusi
ikona lupy />
Białoruski prezydent Aleksander Łukaszenka i premier Rosji Władimir Putin Fot. AP / DGP