Europejskie parkiety, w tym WIG20, nie okazywały jednak radości. Przez chwilę nawet wydawało się, że podaż może przejąć inicjatywę na cały dzień kiedy indeks testował środowe minima. Skończyło się tylko na strachu, a druga połowa dnia była już niemiłosiernie nudna.

Tematem, który ekscytował od rana był grecki dług. Rynek tak zniechęcił się do greckich obligacji, że ich rentowność wzrosła dziś do rekordowych poziomów. Historyczne rekordy notowały tez CDS-y tego kraju, czyli koszty ubezpieczenia się od jego bankructwa. I to wszystko w 4 dni po tym, jak UE i MFW potwierdziły, że pomogą Atenom jeżeli będzie taka potrzeba. Jeszcze wczoraj po udanej aukcji greckiego długu wydawało się, że przy odrobinie spokoju kraj ten zdoła zaspokoić swoje potrzeby pożyczkowe na rynku, ale dziś już nikt nie ma złudzeń. Grecja zaraz będzie musiała oferować oprocentowanie jak u Providenta żeby znaleźć chętnych na swoje papiery, co odbiło się na kondycji taniejącego euro.

Było też całe multum danych makro, które miały bardzo ciekawe konsekwencje. W Polsce inflacja całkowicie zgadzała się z prognozami i wyniosła 2,6 proc. To niemal idealne miejsce zakładane przez RPP (cel jest na 2,5 proc.) więc rynek nie zareagował nawet małym tickiem. Taki odczyt jest konsekwencją wysokiej bazy z ubiegłego roku oraz trwającego trendu wzmocnienia złotego. Na razie potwierdza to szacunki, że najbliższe miesiące będą cechowały się bardzo niską inflacją. Natomiast dane ze Stanów nie były już tak jednoznaczne. Indeks NY Empire State obrazujący aktywność gospodarczą w rejonie NY przebił oczekiwania i wzrósł do 31 pkt. Teoretycznie to dobrze, bo to najlepszy wynik od października, który pokazuje, że sektor usług jest silny, ale fakt, że tak dużego optymizmu nie mieliśmy nawet w czasach hossy nakazuje czujność. Gdy wszyscy mówią, że jest dobrze znaczy, że przyszłość wcale nie musi być różowa. Słabe były dane o nowo zarejestrowanych bezrobotnych. Sięgnęły one w zeszły tygodniu aż 484 tysięcy i drugi raz z rzędu przekroczyły oczekiwania. Łącząc to z ogłoszoną znacznie mniejszą produkcja przemysłową w USA (zaledwie 0,1 proc. vs. prognoza 0,7 proc.) można by sądzić, że indeksy spadną, a tymczasem amerykańskie parkiety rozpoczęły od zdecydowanego uderzenia popytu. Wiosek stąd jest jeden – obecnie żadne dane nie są w stanie zawrócić rynku. Gracze nie boją się złych danych, bo każde można zinterpretować dobrze.

Rynek zakończył dzień neutralnie, ale powyżej 2600 pkt. Wszystko wskazuje na to, że jeżeli jutro nie wystąpi 50 pkt. spadek na WIG20 to zakończymy wzrostem 10 tydzień z rzędu. To już rekord nie tylko na skalę ostatniego roku, ale całej dekady działania indeksu, który będzie się musiał w końcu skończyć. Teraz najważniejsze pytanie to jak duże rozczarowanie taka zmiana wywoła wśród inwestorów.

Reklama