Ostatnie dni, w których chmura pyłu wulkanicznego utrudniała komunikację w Europie, przyniosły ponad miliard funtów strat w związku z odwołanymi lotami, rejsami i rezerwacjami hotelowymi – szacuje Paul Charles, były dyrektor ds. komunikacji w firmie Virgin Atlantic oraz liniach kolejowych Eurostar, a obecnie dyrektor ds. operacyjnych w agencji Lewis PR.

>>> Raport: Chmura pyłu wulkanicznego

Miliardy strat

Ogromne kłopoty mają przede wszystkim linie lotnicze. Według Pierre’a-Henriego Gourgeona, prezesa Air France – KLM, europejski transport lotniczy pozostaje w kompletnym bezruchu, tracąc 150 mln euro każdego dnia. Takie straty biorą się nie tylko z mniejszych przychodów, ale także z wypłacanych klientom odszkodowań oraz konieczności znalezienia i opłacenia miejsc dla pasażerów, których loty zostały odwołane.
Reklama
– Sytuacja jest niezwykle napięta. Wkrótce może zostać czasowo zwolnionych 500 tys. osób zatrudnionych bezpośrednio, a trzy razy więcej pracowników zatrudnionych pośrednio – szacuje Pierre-Henri Gourgeon.

Kolejny kataklizm

W tarapatach są także firmy transportowe, dla których to już drugi kataklizm w tym roku. – Najpierw były to zamiecie śnieżne, teraz chmura wulkaniczna. Kilka przedsiębiorstw jest przez to w tej chwili bliskich bankructwa – dodaje Paul Charles.
Według niego cała sytuacja spowoduje także straty w gospodarce ogólnoświatowej, gdyż pracownicy nie są w stanie wrócić z urlopów i podróży służbowych, a dostawy produktów spożywczych czy niezbędnych lekarstw nie mogą dotrzeć na miejsce. Stoją bowiem nie tylko lotniska, ale i porty morskie. W Hongkongu, jednym z największych światowych portów przeładunkowych, opóźnienie w przesyłaniu towarów wynosi nawet 14 dni. W Warszawie na wysłanie czeka kilkaset ton towarów. Spedytorzy obawiają się wzrostu cen za powierzchnię transportową. Linie lotnicze ponoszą straty finansowe, które będą chciały sobie odbić, obsługując w pierwszej kolejności tych klientów, którzy za transport swojego towaru zapłacą więcej.
Według szacunków DHL stawki mogą wzrosnąć nawet dwuipółkrotnie. Anna Mazurek z biura prasowego DHL Express Poland przyznaje „DGP”, że firma przerzuca się na transport drogowy. Przyjmuje wprawdzie wszystkie zlecenia międzynarodowe, ale uprzedza klientów o możliwych opóźnieniach. – Na kierunkach europejskich klienci mogą skorzystać z usług drogowych, w których termin dostawy to 2 – 3 dni, lub z transportu dedykowanego – dodaje. Opóźnienia poza Europą sięgać mogą od 3 do 5 dni. Kurierzy starają się rozwozić przesyłki na lotniska, które działają.

Poczta uziemiona

W takim samym stopniu jak firm kurierskich, opóźnienia w przesyłkach dotyczą też Poczty Polskiej. Szczególnie w przypadku przesyłek zagranicznych. Zbigniew Baranowski, rzecznik Poczty Polskiej, przypomina, że około 70 proc. wszystkich przesyłek wychodzących z naszego kraju jak i przychodzących do niego to przesyłki lotnicze.
– Podjęliśmy działania, by tam, gdzie tylko jest to możliwe, transport lotniczy zastąpić transportem samochodowym. Najszybciej procedury awaryjne będziemy mogli wdrożyć w relacjach z krajami, w których szlaki pocztowe biegną także droga lądową – chodzi tu m.in. o Niemcy, Rosję, Czechy, Słowację, Litwę czy Łotwę – tłumaczy Zbigniew Baranowski, rzecznik Poczty Polskiej.
W przypadku przesyłek międzykontynentalnych, np. do Stanów Zjednoczonych, Poczta Polska daje możliwość nadania przesyłki statkiem. Może to jednak trwać 3 – 4 tygodnie.
ikona lupy />
Wulkaniczny pył, który uziemił tysiące samolotów w całej Europie, już spowodował miliardowe straty w przemyśle transportowym. Skutki uderzą jeszcze w wiele firm. I tych, które świadczą usługi przewozowe, i tych które z opóźnieniem dostaną przesyłki. / stock.xchng