Zmiana i przyszłość - to najczęściej powtarzane przez Napieralskiego słowa w jego kampanii wyborczej. Na nich oparł nie tylko swe hasło wyborcze, ale stały się one również motywem przewodnim jego spotów telewizyjnych.

"Polska może być inna, lepsza, możemy patrzeć w przód. Bronisław Komorowski i Jarosław Kaczyński od lat są w polityce i toczą ciągle te same spory, wciąż oglądają się za siebie, rozliczają, atakują się teczkami, papierami, wypominają, kto, w jakim był obozie. Ja natomiast mówię, że Polska może patrzeć do przodu. Możemy toczyć spór, to jest istota demokracji - spór pozytywny - o konkretne sprawy" - przekonywał Napieralski pod koniec maja w wywiadzie udzielonym PAP.

Mówiąc o swym programie wyborczym, lider Sojuszu deklarował m.in., że chce pojednania z Rosją i wprowadzenia w Polsce europejskich standardów takich jak rozdział Kościoła od państwa. Z kolei na spotkaniu z działaczkami Kongresu Kobiet Polskich Napieralski opowiedział się wprowadzeniem 50-proc. parytetów na listach wyborczych i liberalizacją prawa aborcyjnego.

Szef Sojuszu w swej kampanii wyborczej postawił na nowoczesność, internet. Obecny jest na portalach społecznościowych takich jak Twitter, Facebook i Nasza Klasa, z wyborcami rozmawia też przez komunikatory: Skype, Blip i Gadu Gadu. Chętnie korzysta ze wsparcia, zwłaszcza młodzieży. Jak mówi, codziennie na jego wynik wyborczy pracuje około tysiąca młodych, tzw. e-wolontariuszy.

Reklama

Pod koniec maja sztab Napieralskiego umieścił też w sieci hip-hopową piosenkę o szefie Sojuszu. "Je, je, je, SLD. Napieralski wiedzie cię. Wygramy, ja i ty. To lewicy nowy rytm" - śpiewają i rapują w utworze młodzi wokaliści. Kilka dni później w mediach swą premierę miał kolejny utwór i teledysk kampanii kandydata SLD zatytułowany "Są nas miliony". Tam z kolei ubrane w koszulki z nazwiskiem Napieralskiego bliźniaczki z zespołu "2Sisters" zachęcają w rytmie dance: "To on zmieni, to on. To on sprawi, że lepszy będzie kraj. To on, właśnie to on sprawi, że to będzie twój czas".

Oprócz internetu i multimediów, szef Sojuszu postawił też na bezpośrednie spotkania z wyborcami, często od wczesnych godzin porannych. I tak o 5 rano prowadził już kampanię m.in. przed fabryką Fiata w Tychach i Hutą im. Sendzimira w Krakowie. Przychodzącym do pracy robotnikom rozdawał ulotki wyborcze i jabłka.

Część komentatorów i publicystów uważa lidera Sojuszu za najbardziej pracowitego kandydata w tych wyborach. Według rzecznika SLD Tomasza Kality, Napieralski odwiedził ponad 50 miejscowości we wszystkich 16 województwach. Intensywność kampanii zdaje się znajdywać odzwierciedlenie w sondażach. Od początku maja kandydat Sojuszu podwoił, a nawet potroił swe poparcie (z 3-5 proc. na początku maja do nawet 12 proc. w połowie czerwca).

Napieralski kandydatem SLD na prezydenta został niespodziewanie po tym, jak jego poprzednik, wicemarszałek Sejmu Jerzy Szmajdziński zginął 10 kwietnia w katastrofie pod Smoleńskiem.22 kwietnia Zarząd Krajowy SLD jednogłośnie zdecydował, że to przewodniczący partii wystartuje w tegorocznych wyborach prezydenckich. "W trudnych czasach, po takiej tragedii, po stracie kandydata (...), to szef partii musi wziąć na siebie odpowiedzialność, jednoczyć formację. Nie było czasu na dyskusje, konsultacje, prawybory" - tak Napieralski swą decyzję o starcie uzasadniał w wywiadzie dla PAP.

Życiorys Grzegorza Napieralskiego

Napieralski urodził się 18 marca 1974 roku w Szczecinie. W 2000 r. ukończył studia politologiczne na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Szczecińskiego; ma dwie specjalizacje: integrację europejską oraz administrację i marketing polityczny. Polityką zainteresował się jednak dużo wcześniej - w 1995 r., jako 21-latek, wstąpił do ówczesnej Socjaldemokracji Rzeczpospolitej Polskiej. Tam działał m.in. w młodzieżówce SdRP - Frakcji Młodych.

Piął się po szczeblach partyjnej kariery: w latach 1995-1999 pełnił funkcję sekretarza SdRP w Szczecinie; następnie - po przekształceniu SdRP w SLD - został szefem Sojuszu w Zachodniopomorskiem, a także sekretarzem Rady Krajowej partii.

W tym czasie pracował m.in. w szczecińskiej Stoczni i Zakładach Graficznych "Kema". W latach 1998-1999 był z kolei kierownikiem ds. promocji w firmie "Reemtsma Polska" S.A. Społecznie pełnił też funkcję asystenta szczecińskich posłów - najpierw Bogusława Liberadzkiego, a później Jacka Piechoty.

W latach 2002-2004 był doradcą wojewody w Zachodniopomorskim Urzędzie Wojewódzkim, zasiadał też w szczecińskiej Radzie Miasta. W 2001 r. bezskutecznie ubiegał się o mandat poselski. Trzy lata później dostał się jednak do Sejmu - zajął tam miejsce Liberadzkiego, który został eurodeputowanym. Napieralski posłem jest do dziś - obecnie zasiada w Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych.

W roku 2004 był już wiceszefem SLD, a na konwencji 29 maja 2005 r. - po ustąpieniu ówczesnego kierownictwa Sojuszu z b. premierem Józefem Oleksym na czele - nieoczekiwanie został wybrany sekretarzem generalnym partii. Nowym przewodniczącym SLD został wtedy jego rówieśnik (obaj mieli wtedy po 31 lat) - ówczesny minister rolnictwa Wojciech Olejniczak.

Sam Napieralski tak w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" wspominał okoliczności tego wyboru: "Przyszło do mnie kilka osób. Mówiły, że jest problem z obsadą tego stanowiska (sekretarza generalnego - PAP). Próbowano nakłonić Wojtka (Olejniczaka), by kandydował na szefa SLD, i potrzebny był kandydat na sekretarza, którego on by zaakceptował. Ja nie byłem specjalnie zainteresowany. Byłem wiceprzewodniczącym partii, szefem rady wojewódzkiej. Miałem dostęp do centralnych mediów. Nie potrzebowałem więcej zaszczytów".

Napieralski mimo to zgodził się zostać sekretarzem generalnym Sojuszu i początkowo jego współpraca z Olejniczakiem układała się bardzo dobrze; jako młodzi liderzy mieli odbudować pozycję targanej przez afery i wewnętrzne konflikty partii. Z czasem jednak drogi obu polityków zaczęły się rozchodzić i na wiosnę 2008 roku Napieralski ogłosił, że na majowym kongresie zamierza ubiegać się o przywództwo w Sojuszu.

"Był taki moment, kiedy doszedłem do wniosku, że nasze (jego i Olejniczaka - PAP) wizje są inne. Postanowiłem więc w sposób otwarty zakomunikować, że - skoro idą wybory w partii - wystartuję" - wspominał szef Sojuszu na łamach "GW". 31 maja 2008 r. Napieralski pokonał ówczesnego przewodniczącego stosunkiem głosów 231 do 210.

Tuż po wyborze na szefa partii, Napieralski mówił, że chce by SLD "był bardziej lewicowy, bardziej demokratyczny i był bardziej Sojuszem". Jak deklarował, SLD pod jego przewodnictwem będzie "bardziej waleczne, konsekwentne i mniej bojaźliwe". Zapewniał, że partia znów zacznie wygrywać wybory.

Słowa Napieralskiego były m.in. aluzją do centrolewicowego projektu "Lewicy i Demokratów". LiD powstał przed wyborami samorządowymi 2006 roku jako koalicja SLD, SdPl, Unii Pracy i Partii Demokratycznej - demokraci.pl. Po przyspieszonych wyborach 2007 roku, kiedy to LiD uzyskał wynik poniżej oczekiwań - 13,15 proc. (dało to koalicji 53 mandaty w Sejmie; w Senacie koalicja nie zdobyła żadnego mandatu), w Sojuszu podniosły się głosy mówiące o konieczności zerwania współpracy z PD. Krytycy, do których należał m.in. Napieralski, uważali, że Sojusz powinien porzucić koncepcję "centrolewu" i wrócić do swych socjalnych korzeni.

Na głosy te nie pozostał obojętny Olejniczak, który sam postanowił o zerwaniu współpracy z Demokratami. Ogłosił to na posiedzeniu Rady Krajowej SLD 29 marca 2008 r. Na znak protestu przeciwko tej decyzji z koalicji wystąpiła też kierowana przez Marka Borowskiego SdPl. Współpracę z Sojuszem utrzymała jedynie Unia Pracy. Rozpadł się również klub LiD w Sejmie - odeszli z niego posłowie SdPl i PD, a nową frakcję, którą tworzyli członkowie SLD, nazwano klubem Lewicy.

Po zwycięstwie na majowym kongresie Sojuszu, Napieralski postanowił też przejąć od Olejniczaka kierowanie klubem. Argumentował, że skoro klub parlamentarny jest "emanacją" partii, to oczywistym jest, że szef partii powinien łączyć obie funkcje. Po dwóch nieudanych próbach odwołania Olejniczaka, w październiku i grudniu 2008 r., Napieralski został w końcu wybrany szefem klubu Lewicy. Stało się to jednak dopiero w czerwcu 2009 r. po tym, jak Olejniczak dostał się do europarlamentu.

Lider Sojuszu, mimo że skupił w swym ręku władzę zarówno w partii jak i w klubie, ma tam jednak grono przeciwników. Politycy SLD najczęściej zaliczają do nich tych posłów i działaczy, którzy wcześniej wspierali Olejniczaka, w tym: Ryszarda Kalisza i sekretarza klubu Lewicy Wacława Martyniuka. W kontrze do Napieralskiego pozostaje też część struktury warszawskiej SLD, z którą po kongresie związał się b. szef partii.

O przeciwnikach lidera Sojuszu wspomniał też kilka dni temu w TVN24 b. premier Leszek Miller. "Grzegorz Napieralski nie ma samych przyjaciół w SLD. Jest grupa, która dzisiaj zapewne życzyłaby Napieralskiemu jak najgorszego wyniku" - mówił Miller. Nie chciał zdradzić kogo ma na myśli. Zapewnił jedynie, że Napieralski nazwiska te "dokładnie zna".

Były premier zasugerował nawet, że być może po wyborach szef Sojuszu powinien rozstać się z niektórymi kolegami partyjnymi. "Ja na jego miejscu 21 lub 22 (czerwca - PAP) postawiłbym sprawę jasno: podziękował tym, co się napracowali w tej kampanii. Podziękowałbym też tym, co się nie napracowali, ale w innym tego słowa znaczeniu: +dziękujemy wam koledzy, możecie sobie iść, gdzie chcecie+" - powiedział Miller.

Napieralski dał się do tej pory poznać jako zwolennik tej twardszej, bardziej lewicowej linii SLD. Opowiada się m.in. za liberalizacją prawa aborcyjnego, związkami partnerskimi, wyraźnym rozdziałem Kościoła od państwa. Często podkreśla, że jego politycznym autorytetem jest lewicowy premier Hiszpanii Jose Luis Rodriguez Zapatero.

Lider Sojuszu znany jest też ze swej sympatii do generała Wojciecha Jaruzelskiego, którego nie waha się nazywać bohaterem. Pytany z kolei w wywiadzie dla "GW" o to, jak wspomina PRL mówił: "(żyło się wtedy) przeciętnie. Nie doskwierał głód, było w co się ubrać, były książki w tornistrze. Duże poczucie bezpieczeństwa". "Często odwołuję się do moich dziadków, którzy po wojnie przybyli do Szczecina i odbudowywali to miasto - wodociągi, zakłady energetyczne. To byli uczciwi ludzie. Wypierając się PRL, musiałbym wyprzeć się ludzi, których kochałem" - podkreślał.

Przez część opinii publicznej szef SLD postrzegany jest jako zwolennik współpracy z PiS. W lipcu ubiegłego roku media donosiły, że w sprawie TVP i Polskiego Radia doszło do porozumienia między Napieralskim a prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, a SLD i PiS podzieliły się wpływami w publicznym radiu i telewizji.

Wśród działaczy SLD Napieralski ma opinię sprawnego gracza - wie jak zjednać sobie ludzi, jak wygrywać wewnątrzpartyjną rywalizację. Do jego wad z kolei znajomi najczęściej zaliczają niepunktualność. Współpracownicy szefa Sojuszu żartują nawet, że w Europie są trzy strefy czasowe: czas wschodnioeuropejski, czas zachodnioeuropejski i "czas napieralski".

Lider SLD politykę nie tylko pokochał sam, ale "zaraził" nią całą swoją rodzinę. Do SLD należy jego ojciec Bernard, a w Radzie Szczecina z ramienia Sojuszu zasiadają: brat Marcin Napieralski i szwagier Paweł Juras.

Prywatnie Napieralski znany jest z zamiłowania do kina - lubi zwłaszcza "Gwiezdne wojny" i serię filmów o Jamesie Bondzie.

Ma żonę Małgorzatę i dwie kilkuletnie córki - Alicję i Aleksandrę. Od kilku miesięcy mieszka w Warszawie. Konieczność przeprowadzki z rodzinnego Szczecina tłumaczył tym, że trudno pogodzić mu obowiązki partyjne i poselskie z życiem rodzinnym.