Dyrektywa Solvency II ma zrewolucjonizować podejście europejskich ubezpieczycieli do zarządzania własnymi aktywami. Jej celem jest ściślejsze powiązanie wysokości kapitałów towarzystw z ryzykiem, jakie podejmują. Dzięki temu mają być lepiej przygotowane do zawirowań na rynkach finansowych, takich jak ostatni kryzys.

Choć Solvency II ma wejść w życie za dwa lata, to większość ubezpieczycieli już zaczęła przygotowania do jej wdrożenia. Z raportu KPMG wynika, że w Polsce nie pracuje nad nią tylko 18 proc. towarzystw. Jak tłumaczy Bożena Graczyk, partner w KPMG, są to mniejsze firmy, które liczą, że ich zagraniczni właściciele pomogą im z przygotowaniami. – Aby zdążyć na czas, muszą przyspieszyć tempo wdrażania dyrektywy – mówi Bożena Graczyk.

Dodaje, że nie chodzi tylko o samo przygotowanie firmy do funkcjonowania w nowym otoczeniu prawnym. Dyrektywa może wymagać przeprowadzenia np. inwestycji informatycznych.

Reklama

Według Piotra Piórka z Polskiej Izby Ubezpieczeń spełnienie wymogów dyrektywy może być problemem dla mniejszych ubezpieczycieli. Mogą oni zostać zmuszeni do podniesienia kapitałów. Ten problem nie będzie dotyczyć dużych graczy na rynku. W ich przypadku głównym problemem może się stać brak wystarczającej ilości czasu na to, by nadzór finansowy poradził sobie z zalewem wniosków o zaakceptowanie nowych rozwiązań, które firmy będą musiały u siebie wprowadzić. Choć nadzór ma czas na przygotowanie większej ilości dokumentów, które trzeba będzie rozpatrzyć, jako że takie wnioski pojawią się w 2012 roku.

Jak podkreśla Piotr Piórek, we wdrożeniu Solvency II przeszkadza fakt, że do końca nie jest znany zakres wymogów, które zostaną narzucone na ubezpieczycieli. Ich ostateczny kształt zostanie uzgodniony na forum UE w przyszłym roku.

– Klienci nie odczują wprowadzenia Solvency II przez polskich ubezpieczycieli . Na tak konkurencyjnym rynku jak polski dyrektywa nie spowoduje wzrostu cen – uspokaja Artur Biskupski, członek zarządu Warty.