Od kiedy prawie 20 lat temu przywódcy Unii Europejskiej opracowali projekt powołania wspólnej waluty, wielu ekonomistów i polityków apelowało o harmonizację systemu podatkowego, a nawet zbudowanie „europejskiego rządu gospodarczego”. Ich zdaniem euro nie może być stabilne, jeśli każdy kraj prowadzi własną politykę fiskalną, a budżet Brukseli jest okrojony do symbolicznych rozmiarów (ok. 1 proc. PKB UE). Jednak ci, którzy mieli decydujący wpływ na kształt unii walutowej – Helmut Kohl i jego następcy – nigdy nie zdecydowali się na taki krok. Obawiali się, że będzie to prosta droga do oddania suwerenności w sprawach gospodarczych władzom Unii i wzięcia rozpasanych krajów południa Europy na garnuszek niemieckiego podatnika.
Nawet załamanie finansowe Grecji i Irlandii w ubiegłym roku nie skłoniło Berlina do działania. Zwrot nastąpił dopiero w ostatnich tygodniach. Jak ujawnił tygodnik „Der Spiegel”, Angela Merkel po raz pierwszy od wybuchu kryzysu postanowiła przejąć inicjatywę, a nie tylko reagować na kolejne jego odsłony. Niemiecka kanclerz poleciła ekspertom opracowanie „paktu na rzecz konkurencyjności”, którego fundamentalnym elementem ma być harmonizacja podatków od zysków firm. W zamian Niemcy są gotowe zwiększyć swój udział w Europejskim Funduszu Stabilności Finansowej, czyli zobowiązać się do uratowania przed bankructwem kolejnych państw. Berlin jest też otwarty na postulat obniżenia oprocentowania przyznanych w zeszłym roku przez Unię pakietów pomocowych dla Grecji i Irlandii, bez czego państwa te w perspektywie kilku lat mogą utracić płynność. Akcja ma być przeprowadzona błyskawicznie: już na początku marca, na specjalnym szczycie w Brukseli, przywódcy krajów strefy euro mają przyjąć plan koordynacji finansowej.

>>> Czytaj również: "FTD": Niemcy i Francja próbują szantażować kraje eurolandu. Ich propozycje to nonsens

Skąd tak radykalna zmiana strategii Berlina? Przede wszystkim Angela Merkel przeraziła się, że po Grecji i Irlandii na skraju bankructwa staną także Portugalia i Hiszpania, a cała konstrukcja unii walutowej rozpadnie się jak domek z kart. – Walka o euro to walka o wszystko. Jeśli upadnie, upadnie też zjednoczona Europa. A to właśnie ten ideał dawał nam siłę, aby przeciwstawić się powtórzeniu wojen i zniszczeń – przekonywała 15 listopada szefowa niemieckiego rządu na zjeździe aktywu CDU w Karlsruhe.
Reklama
Reakcja rynków finansowych zdaje się potwierdzać jej słowa. – Od kiedy pojawiły się doniesienia o niemieckim pakcie na rzecz konkurencyjności, nie tylko euro zaczęło wyraźnie się umacniać wobec dolara i jena, lecz także po raz pierwszy spadła rentowność obligacji Irlandii, Grecji i innych mocno zadłużonych krajów – zwraca uwagę „DGP” Karel Lannoo, ekspert brukselskiego Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPS).

Tajny plan Niemiec

Walka o utrzymanie unii walutowej nie jest jedynym powodem niemieckiej ofensywy. Równie istotne są względy polityczne. W tym roku Angela Merkel musi stawić czoła aż siedmiu wyborom regionalnym. Tymczasem z sondażu przeprowadzonego pod koniec stycznia wynika, że 64 proc. Niemców jest przeciwnych przeznaczaniu pieniędzy z państwowego budżetu na ratowanie innych krajów strefy euro przed bankructwem. Pakt na rzecz konkurencyjności ma wykazać, że Niemcy nikomu nie robią prezentu, ale raczej wykorzystują dobry moment, aby przebudować gospodarki wszystkich krajów unii walutowej na wzór Republiki Federalnej.
Nigdzie lepiej tego nie widać niż w kwestii harmonizacji podatków od zysku przedsiębiorstw (CIT). Jak ujawniły kilka dni temu niemieckie media, gotowy już scenariusz – opracowany przez Berlin – Angela Merkel przedstawiła pod koniec stycznia przewodniczącemu KE Jose Manuela Barroso. Wszystko podczas spotkania w cztery oczy w Mesebergu pod Berlinem, w którym nie wzięli udziału nawet tłumacze (rozmowa odbyła się po angielsku).

>>> Czytaj również: Europa skrytykowała francusko-niemiecką propozycję paktu dla konkurencyjności

Sam pomysł harmonizacji podatku CIT jest kontrowersyjny, ale jeszcze więcej wątpliwości wzbudza tryb, w jakim chcą to zrobić Niemcy. – Struktura CIT jest w każdym kraju odmienna i ma znaczenie, czy wzorem będzie tu model niemiecki, czy jakiś inny – przekonuje „DGP” Jorge Nunez, ekspert ds. finansowych brukselskiego instytutu CEPS. – Wielka Brytania stosuje co prawda stosunkowo niskie stawki CIT (20 – 27 proc.), ale też nie zezwala na wiele wyjątków od ich płacenia. Z kolei w Niemczech filozofia jest inna: stawki podatkowe są wyższe (od 30,175 proc. do 33,325 proc. zależnie od landu), ale istnieją też duże możliwości odliczeń.
Jednak nawet w ramach krajów, które utrzymały wysoki podatek CIT jak Francja (33,33 proc.), Włochy (31,4 proc.) czy Belgia (33,99 proc.), odliczenia podatkowe rzadko kiedy się pokrywają. – W jednym państwie firma może odliczyć od zysku całą flotę samochodów służbowych, w innym nie ma nawet prawa do wpisania w koszta zakupu paliwa. Kryją się za tym wieloletnie przyzwyczajenia, efekty lobbingu przedsiębiorstw, a także konsekwentnej polityki państwa, które chce promować tę lub inną gałąź gospodarki – wskazuje Jorga Nunez. Jego zdaniem kraje z rozbudowanym system państwa opiekuńczego i gospodarką opartą na nowoczesnych technologiach z jednej strony potrzebują wysokich przychodów fiskalnych, z drugiej mniej obawiają się przeniesienia produkcji za granicę, bo tam nie tak łatwo przeszczepić zaawansowane rozwiązania. – Sytuacja Polski jest inna. Jeszcze przez dobre 20 lat pozostanie państwem na dorobku, które będzie miało gorszą infrastrukturę, mniej wydajnych pracowników, skromniejsze zasoby kapitałowe. Aby przyciągnąć zagranicznych inwestorów, będzie więc potrzebowała innych atutów, w tym korzystniejszych rozwiązań podatkowych – podkreśla.

>>> Polecamy: Francusko-niemiecki pakt na rzecz konkurencyjności zaszkodzi Polsce

Harmonizacja podatku od sprzedaży towarów i usług (VAT), a nawet dochodów osobistych (PIT) w ramach strefy euro byłaby z pewnością dużo prostsza niż obciążeń fiskalnych od zysków przedsiębiorstw. Niemcy postanowiły jednak zabrać się przede wszystkim do CIT, bo zdaniem Berlina ten podatek w największym stopniu wpływa na warunki konkurencyjności w ramach UE. – Różnice w stawce CIT są znaczącym czynnikiem wpływającym na decyzje koncernów o przeniesieniu produkcji do tego lub innego kraju. Wysokość podatku PIT ma natomiast marginalne znaczenie dla migracji, zaś VAT żadnego – mówi „DGP” Ansgar Belke, profesor ekonomii na Uniwersytecie w Duisburgu.

Berlin ściga się z czasem

Niemcy uznali wręcz za prowokację utrzymanie przez Irlandię drugiego najniższego (po Cyprze) podatku CIT (12,5 proc.), mimo że Dublin otrzymał w listopadzie 80-miliardowy pakiet pomocy ratującej przed bankructwem, do którego Republika Federalna dołożyła się najwięcej. Zdaniem Berlina Irlandczycy przez lata przyciągali do siebie zachodnie koncerny (także niemieckie) nieuczciwą konkurencją podatkową, a gdy okazało się, że dochody fiskalne do budżetu są zbyt niskie, musieli wystąpić o pomoc do niemieckiego podatnika.
Na razie czarną robotę wykonała Komisja Europejska. Po dziesięciu latach prac setek specjalistów udało się opracować wspólne normy księgowe liczenia zysku, kosztów i strat europejskich przedsiębiorstw. Teraz nowe regulacje są gotowe do akceptacji przez Radę UE i Parlament Europejski. Konieczna jest jednomyślna decyzja wszystkich przywódców 27 państw Wspólnoty. – Z tym wcale nie musi być jednak tak łatwo. Niektóre kraje Unii, jak np. Luksemburg, wcale nie są zainteresowane tym, aby rachunki firm były dla wszystkich przejrzyste. Są one klientami luksemburskich banków, które zapewniają istotną część dochodu narodowego Wielkiego Księstwa – zwraca uwagę Hugo Brady z londyńskiego Center for European Reform. W dobie ujednoliconych stawek podatkowych znacznie trudniejsze byłoby uprawianie kreatywnej księgowości, która pozwala im maksymalizować zyski.

>>> Czytaj również: Niemcy zapraszają Polskę do paktu na rzecz konkurencyjności

Ustalenie wspólnej metodologii to jednak dopiero wstępny etap znacznie ambitniejszego zadania: uzgodnienia, co europejskie firmy mają prawo doliczać do kosztów swojej działalność, jakie przysługują im ulgi, wedle jakiego schematu mogą amortyzować aktywa. – Niemcy chcą w ten sposób ukrócić proceder, zgodnie z którym międzynarodowe koncerny żonglują danymi, aby przyporządkować koszty swoim oddziałom w tych krajach, które mają w danym punkcie najbardziej korzystne regulacje – wskazuje w rozmowie z „DGP” Nicolas Veron, główny ekonomista brukselskiego Instytutu Bruegla. Jednak jego zdaniem niemiecka gospodarka nie jest dobrym wzorem rozwiązań dla całej Wspólnoty. – To prawda, że Europa zazdrości Niemcom tempa rozwoju (PKB zwiększył się w ub.r. o 3,6 proc.), niskiego bezrobocia i szybkiego wzrostu wydajności pracy. Jednak gospodarka Republiki Federalnej jest w ogromnym stopniu oparta na eksporcie, którego 2/3 trafia do innych krajów Unii. Logika podpowiada, że nie mogą ich naśladować wszystkie kraje Unii – ktoś musi przecież te towary importować.
Niemcy mierzą jednak jeszcze dalej. Celem Berlina jest wprowadzenie minimalnej stawki CIT. Taki system obowiązuje od wielu lat w Unii w przypadku VAT, gdzie stawka podstawowa nie może być niższa niż 15 proc. Gdyby podobnie stało się z CIT, najwięcej do stracenia miałyby Irlandia i Cypr, gdzie podatek od zysku przedsiębiorstw wynosi odpowiednio 12,5 i 10 proc. Jednak także Polska z 19-proc. stawką należy do państw, które nie nakładają nadmiernych stawek od zysku przedsiębiorstw.
Dla Polski jeszcze bardziej niebezpiecznym pomysłem jest gotowy już projekt KE wprowadzenia jednolitego systemu podatku od zysków tych koncernów, które działają jednocześnie w kilku krajach Unii (Common Consolidated Corporate Tax Base – CCCTB). Dziś płacą one podatki w poszczególnych państwach, często przenosząc (przynajmniej z punktu widzenia księgowości) swoją działalność tam, gdzie jest ona najniżej opodatkowana. Tak więc spółka zarejestrowana np. w Irlandii, ale mająca w Dublinie jedynie siedzibę i biura projektowe, „podciąga” pod irlandzki oddział także obroty fabryk znajdujących się w Niemczech czy we Francji.
Jeśli projekt KE, który gorąco popierają Niemcy, przejdzie, zysk uzyskany przez spółki w wielu krajach zostanie skonsolidowany przez specjalną instytucję w Brukseli, a następnie rozdzielony na poszczególne państwa zgodnie z formułą uwzględniającą faktyczny podział geograficzny działalności spółki. Dopiero wówczas poszczególne stolice będą mogły opodatkować przysługującą im część obrotów, stosując własną stawkę podatkową. Jak obliczył Ernst & Young na podstawie analizy 50 tys. spółek działających w Unii, takie rozwiązanie będzie miało poważne konsekwencje dla poszczególnych państw Wspólnoty. Jedni sporo stracą, inni dużo zyskają.

Warszawa na tym straci

Polska jest niestety w tej pierwszej grupie, bo dziś na tle innych państw europejskich mamy korzystne warunki prowadzenia biznesu i opłaca się u nas płacić podatki. Dlatego wprowadzenie CCCTB spowodowałoby spadek inwestycji zagranicznych w naszym kraju aż o 9 proc. (jeszcze większe załamanie zanotowałyby tylko Bułgaria i Rumunia – 12 proc.), podczas gdy Francja mogłaby liczyć na wzrost o 4 proc., Hiszpania o 1 proc., a Belgia o 0,5 proc. Z tego samego powodu polski PKB zmniejszyłby się jednorazowo o 2 proc. (Bułgarii i Luksemburga o 3 proc., a Rumunii i Łotwy o 2,5 proc.), podczas gdy Francja zyskałaby 0,5 proc., zaś Hiszpania i Belgia – 0,2 proc. Jednak największe straty ponieślibyśmy na rynku pracy. Okazuje się, że ustanowienie CCCTB spowodowałoby spadek zatrudnienia o 1 proc. (160 tys. osób). Tylko w Irlandii i Luksemburgu straty byłyby większe (1,5 proc.). Zatrudnienie we Francji zwiększyłoby się natomiast o 0,5 proc., a w Hiszpanii i Belgii o 0,3 proc.
Czy Polska może zablokować tak niekorzystny pomysł? – Teoretycznie wszystkie zmiany w sprawach podatkowych wymagają jednomyślnej decyzji w radzie wszystkich 27 krajów Unii. Jednak w interesie Niemiec może leżeć wykorzystanie nowego zapisu traktatu lizbońskiego, który ułatwia podjęcie przez przynajmniej dziewięć krajów członkowskich tzw. wzmocnionej współpracy – wskazuje Brady. – W takim przypadku może okazać się, że w grupie państw, które chcą doprowadzić do harmonizacji podatków od zysków przedsiębiorstw, nie ma ani państw o niskich stawkach CIT, ani takich, które poniosłyby straty z powodu wprowadzenia CCCTB. Wówczas najniższa stawka mogłaby zostać ustalona na dość wysokim poziomie, a z wprowadzeniem w tych krajach jednolitego systemu opodatkowania spółek nie byłoby problemu – dodaje.
W historii Unii inicjatywy podjęte przez wąską grupę krajów były stopniowo przyjmowane przez wszystkie państwa. Tak się stało m.in. ze strefą euro, gdzie z 11 krajów założycielskich unia walutowa urosła do 17 państw i spodziewa się dalszych kandydatów. Podobnie było z porozumieniem z Schengen o zniesieniu kontroli na granicach wewnętrznych, które dziś objęło wszystkie państwa Wspólnoty poza Wielką Brytanią i Irlandią.
Zdaniem CEPS do umowy podatkowej najpierw przystąpią poza Niemcami i Francją także Włochy i Belgia, a więc kraje, które już dziś stosują wysokie stawki CIT. – Uzgodnienie nowych regulacji w ramach całej Unii jest absolutnie wykluczone, chociażby dlatego że z pryncypialnych względów nie zgodzi się na to Wielka Brytania – podkreśla Nicolas Veron.
Na piątkowym szczycie opór przeciwko nowym regulacjom był jednak znacznie większy, nawet ze strony krajów, które w sprawach gospodarczych były tradycyjnie sojusznikami Berlina. – Popieramy koordynację polityki gospodarczej, ale nigdy nie pozwolimy na to, aby ktoś inny decydował o naszych podatkach – uniósł się premier Holandii Mark Rutte. – Przynajmniej 18 krajów było przeciwnych niemieckim planom. Nie pamiętam takiego buntu – podsumował pełniący obowiązki szefa belgijskiego rządu Yves Leterme.
To jednak wcale nie zniechęciło Niemców. Berlin ma w zanadrzu potężne argumenty, które bez trudu mogą przekonać najbardziej opornych. Bez zgody kanclerz Angeli Merkel nie ma przecież mowy o znalezieniu środków na uratowanie najsłabszych państw strefy euro przed bankructwem, a nawet o utrzymaniu spójności samej unii walutowej. Stając przed wyborem między utratą kontroli nad własnymi podatkami a załamaniem euro, przywódcy Unii zapewne wybiorą mimo wszystko to pierwsze.
ikona lupy />
Podatek CIT w 2011 r. | Udział dochodów fiskalnych w PKB / DGP