„Nazywanie internetu generatorem wzrostu gospodarczego to nieporozumienie. W przeciwieństwie do poprzednich wielkich fal innowacji wejście do sieci miało minimalny wpływ na wzrost gospodarczy oraz zamożność i nie stworzyło wcale per saldo dodatkowych miejsc pracy w rozwiniętych gospodarkach” – dowodzi w swojej najnowszej (notabene opublikowanej celowo tylko w internecie) książce „The Great Stagnation” ('Wielka Stagnacja') Tyler Cowen, liberalny ekonomista z amerykańskiego George Mason University, którego magazyn 'The Economist' uznał właśnie za jednego z najbardziej wpływowych analityków gospodarczych minionej dekady.
Patrząc na statystyki, trudno się z nim nie zgodzić. Od czasu, gdy na początku XIX w. zachodni świat wkroczył w okres pierwszej fali wielkich innowacji (czyli tzw. rewolucję przemysłową z upowszechnieniem masowej produkcji i budową sieci kolejowych), globalny PKB zwiększył się mniej więcej... 80-krotnie. Nawet biorąc pod uwagę, że ziemska populacja skoczyła od tamtej pory z 0,9 do 6,9 mld osób, średni dochód na głowę mieszkańca globu wzrósł w ostatnich 200 latach aż 11-krotnie. Szczególnie szybki rozwój zanotowano w latach 50. i 60., gdy do powszechnego użycia wchodziły takie nowinki, jak radio, telewizor, pralka czy lodówka. Gospodarki państw OECD rosły wtedy w średnim tempie 4 – 5 proc. rocznie. A kraje takie jak Niemcy czy Wielka Brytania cieszyły się niemal pełnym zatrudnieniem. Zupełnie inaczej działo się jednak w ciągu dwóch ostatnich dekad. Dla wielu rewolucja WWW jest przecież dużo bardziej fundamentalnym przełomem w dziedzinie innowacyjności niż pralka, a jednak rozwinięte gospodarczo kraje Zachodu, które wymyśliły internet, nie potrafią zdyskontować jego dobrodziejstw. Średni wzrost państw OECD to 1 – 2 proc. i pompuje go przede wszystkim rosnący dług publiczny. Powoli (ale stale) rośnie również bezrobocie.
Reklama
Internet z łatwością znajdzie obrońców. Ich główny argument to skala ułatwień w codziennym życiu. Trudno już wyobrazić sobie, jak to było przed erą WWW. Co oznacza, że ludzkość nie porzuci internetu, choć ten pożera kolejne kawałki dobrobytu. A może jest tak, jak pisze w innym miejscu Tyler Cowen. „W historii kapitalizmu pierwsze pokolenie doświadczające innowacji potrafiło wycisnąć z niej profity. Nie ma na przykład przekonujących dochodów na to, że prasa Guttenberga zaczęła generować wzrost w pierwszych dwóch wiekach swojego istnienia”. Może to samo stanie się z internetem.