Już w przeszłości spekulanci doszli do wniosku, że Stany Zjednoczone mogą pogwałcić konstytucję. W jednym ze zdań jest napisane, że „dług kraju nie powinien być poddawany w wątpliwość”. Według Markit, koszt jednorocznych CDS-ów, czyli swapów od ryzyka niewypłacalności państw, potroił się w ciągu sześciu dni.
Zgodnie z powyższym wskaźnikiem, który jest daleki od ideału, prawdopodobieństwo niewypłacalności Stanów Zjednoczonych w ciągu następnych 12 miesięcy jest wyższe niż w przypadku Indonezji czy Słowenii.
Dysfunkcyjna polityka Stanów zaczęła wpływać na rynki. Obwiniać za to można kongresmenów, którzy tak jak John Bohenger twierdzą, że niewypłacalność będzie mniej destrukcyjna, niż podniesienie limitu zadłużenia bez uwzględniania deficytu.
>>> Czytaj też: Finansowy alarm w USA. Stany osiągnęły maksymalny pułap zadłużenia
Inwestorzy przypuszczali, że jak zwykle będzie to polityczna gra o przetrwanie, dopóki John Boehner nie otrzymał publicznie wsparcia ze strony Stanley'a Druckenmillera, byłego managera funduszu hedgingowego. Boehner powiedział Wall Street Journal w tym miesiącu, że kilka dni zalegania z wypłatą odsetek są warte tego, żeby zmusić Biały Dom do zaakceptowania cięć.
Jest niebezpieczeństwo, że techniczna niewypłacalność nie przekona Demokratów i nie ma wielkich szans, by Republikanie zaakceptowali podwyższenie podatków, co jest niezbędne dla zachowania równowagi budżetu. Niewypłacalność może nie okazać się sprytnym politycznym manewrem, ale będzie się ciągnąć, a to będzie totalną katastrofą.
Jeśli techniczna niewypłacalność doprowadzi do obniżenia ratingu, zmusi to inwestorów do pozbywania się papierów skarbowych, co wywinduje ich rentowność. Obawy o niewypłacalność wiążą się z rynkiem instrumentów CDS. Im bardziej kongresmani chcą uczynić z niewypłacalności polityczną cnotę, tym większe ryzyko, że strach rozleje się szerzej na rynki obligacji.