47-letni przedsiębiorca z Kuala Lumpur marzył o drużynie w angielskiej Premiership od dawna. Przez wiele miesięcy wydawało się, że jego miliony uszczęśliwią kibiców legendarnych londyńskich młotów, czyli West Ham United. Na początku lipca zarząd klubu odrzucił jednak tę propozycję.
Niezrażony Fernandes złożył wówczas ofertę właścicielowi nieco mniej znanego Queens Park Rangers Berniemu Ecclestone’owi. Ten zaś – zajęty raczej walką o utrzymanie w roli głównego organizatora wyścigów Formuły 1 – niemal natychmiast zgodził się na warunki Fernandesa. W ten sposób Malezyjczyk poszedł w ślady rosyjskiego oligarchy Romana Abramowicza (Chelsea Londyn), amerykańskiej rodziny Glazerów (Manchester United) czy familii panującej w emiracie Abu Zabi (Manchester City), którzy zdecydowali uczynić z legend angielskiej piłki klejnoty w koronie swoich biznesowych imperiów.

Każdy może latać

Jego pomysł na biznes jest prosty. Fernandes od ponad 10 lat świadczy usługi tym, których inni nie uważali nawet za potencjalną grupę docelową. Od 2001 r. należące do niego pierwsze tanie linie lotnicze w regionie AirAsia przewiozły ponad 100 mln ludzi. Większość z nich leciała samolotem po raz pierwszy w życiu. W ich przypadku sprawdziło się motto firmy Fernandesa: „Teraz każdy może latać”. Po sukcesie AA Fernandes poszedł za ciosem.
Reklama
Dziś w skład należącego do niego holdingu Tune Group wchodzą jeszcze m.in. tanie hotele (hasło: jakość pięciogwiazdkowca w cenie jednej gwiazdki), telefonia komórkowa, ubezpieczenia i karty prepaidowe. Biznesowy geniusz Malezyjczyka docenił kilka tygodni temu amerykański magazyn „Fast Company”, który umieścił go na 52. miejscu w swoim dorocznym rankingu najbardziej kreatywnych ludzi świata. A według „Forbesa” był nawet azjatyckim przedsiębiorcą 2010 r.
Gdy na początku ubiegłej dekady młody, trzydziestokilkuletni Fernandes przejmował zadłużone państwowe linie lotnicze AirAsia, wielu ekspertów łapało się za głowy. Po zamachach z 11 września 2001 r. zapanował przecież powszechny strach przed lataniem, a dochody wszystkich światowych przewodników poleciały ostro w dół. Tymczasem Fernandes twierdził, że nie mogło mu się przydarzyć nic lepszego. Spadek obrotów dużych graczy obniżył koszty leasingu samolotów nawet o 40 proc. Takie oszczędności pozwoliły AirAsia zaoferować nowe superniskie stawki, których zasiedziała konkurencja nie chciała przebijać. W ten sposób Fernandes niemal zmonopolizował rynek tanich przewozów w Azji Południowo-Wschodniej.

Pokonać Bransona

Malezyjczyk nie był wówczas bynajmniej nowicjuszem w branży lotniczej. Pochodzący z zamożnej malajskiej rodziny biznesmen odebrał wpierw dobre wykształcenie ekonomiczne (m.in. w London School of Economics) i potem współpracował z wieloma brytyjskimi firmami robiącymi interesy w Azji (jako kontroler finansowy m.in. dla linii lotniczych Virgin Atlantic sir Richarda Bransona). W czasie podróży na Wyspy Brytyjskie blisko też przypatrywał się sukcesowi Ryanaira – pierwszych w Europie tanich linii, które zrewolucjonizowały transport lotniczy na Starym Kontynencie.
Jego znajomość z Bransonem przetrwała zresztą do dziś – przeradzając się z czasem w efektowną medialną rywalizację. Gdy w 2010 r. w wyścigach Formuły 1 zadebiutowały należące do obu panów zespoły Lotus Racing (Fernandes) i Virgin Racing (Branson), stanął między nimi zakład. Ten, którego stajnia zakończy sezon na niższej pozycji, będzie musiał przez jeden dzień pracować jako stewardesa (i to w służbowym ubraniu) na pokładzie linii lotniczych konkurenta. Branson przegrał i musiał ku uciesze Frenandesa spełnić warunki umowy.