Początek czwartkowej sesji nie nastrajał optymistycznie, jednak nic nie wskazywało na to, że skala wyprzedaży będzie aż tak wielka. WIG20 na otwarciu tracił 1,4 proc., a WIG zniżkował o nieco ponad 1 proc. Już w trakcie pierwszej godziny handlu wskaźnik blue chipów znalazł się 3 proc. poniżej środowego zamknięcia. A jak się później okazało, niedźwiedzie dopiero nabierały rozpędu. Robiące przygnębiające wrażenie przedpołudniowe ponad 4 proc. spadki naszych indeksów były tylko przygrywką do panicznej wyprzedaży. Tracące po 3 proc. akcje Telekomunikacji Polskiej i Asseco były najlepiej sprawującymi się walorami wśród największych spółek, a prawdziwym ewenementem były długo trzymające się na niewielkim plusie papiery Tauronu. Po południu normą były zniżki przekraczające 7-8 proc. Po 10 proc. traciły chwilami walory KGHM, PGE, PKO i PKN Orlen. W przypadku tych ostatnich konieczne było kilkukrotne zwieszanie notowań i równoważenie rynku. Jednak i te działania nie powstrzymały dominacji podaży.

Na głównych giełdach europejskich dramaturgia wydarzeń była podobna, jak w Warszawie, a skala spadku indeksów jedynie nieznacznie mniejsza. Około południa w Paryżu, Frankfurcie i Londynie zniżki sięgały 3 proc. Po rozpoczęciu handlu na Wall Street przekroczyły 5 proc. Na tym tle 3-4 proc. spadki w Atenach, Bukareszcie, Rydze, Tallinie i Sofii nie robiły żadnego wrażenia. Sesja za oceanem zaczęła się od spadku indeksów po 2,5 proc. Po niecałej godzinie Dow Jones i S&P500 traciły już po 4,5 proc.

Trudno doszukiwać się jakichkolwiek nowych racjonalnych przesłanek tak wielkiej i powszechnej przeceny na światowych giełdach. Rozpoczęła się ona wiele godzin przed publikacją danych makroekonomicznych. Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych w Stanach Zjednoczonych wyniosła 408 tys. i był nieznacznie wyższa niż się spodziewano. Rozczarowała nieco sprzedaż domów na rynku wtórnym. Jednak w tych informacjach nie było nic dramatycznego. Szokujący okazał się dopiero odczyt wskaźnika aktywności gospodarczej w rejonie Filadelfii. Spadł o z 3,2 punktu do minus 30,7 punktu. Był to poziom najniższy od marca 2009 r., czyli od dna poprzedniej bessy. W tej sytuacji nieco lepszy niż oczekiwano odczyt indeksu wskaźników wyprzedzających nie stanowił żadnego pocieszenia. Trudno przypuszczać, że w paniczne nastroje inwestorów na całym świecie mogło wprawić obniżenie przez Morgan Stanley prognozy wzrostu dla globalnej gospodarki z 4,2 do 3,9 proc. w tym roku.
Do końca dnia próżno było wypatrywać sygnałów poprawy sytuacji. WIG20 ostatecznie stracił 5,81 proc., WIG spadł o 5,9 proc., mWIG40 o 6,28 proc., a sWIG80 o 6,07 proc. Obroty wyniosły 1,4 mld zł.