Film nie stanie się wydarzeniem z najprostszego na świecie powodu – losy bohaterów nie wciągają. Autorzy scenariusza tego filmu nie dorastają do pięt Sienkiewiczowi! „Potop” Hoffmana, chociaż nie w trzy d i w ogóle trochę już staroć, oparty jest na czytelniejszej intrydze miłosnej niż najnowszy film Hofmana.
Czy warto inwestować duże pieniądze publiczne w filmy opowiadające o polskich walkach o polskie sprawy? Mam nadzieję, że mimo „Bitwy Warszawskiej” wciąż liczni będą zwolennicy odpowiedzi na tak. Kiedy przyznawano nam Euro 2012 najważniejszym argumentem zwolenników tego okropnego pomysłu było to, że opinia o Polsce znacznie się odmieni. Oho, ho, nowoczesna ta Polska i taka cywilizowana, że czapki z głów. Dobry, naprawdę dobry film, taki remake „Jak wywołałem II wojnę światową” skuteczniej i taniej zmienia wizerunek Polaków. I nie trzeba budować specjalnych kin.
Jakoś tak się zabawnie złożyło, że pierwsze polskie filmy fabularne (filmiki raczej, był to jeszcze czas eksperymentów z kamerą, a nie porządnych produkcji) dotyczą pijaństwa i obrony polskości. „Powrót birbanta” (1902), pierwszy polski film krótkometrażowy, opowiada historyjkę o birbancie (dzisiaj określilibyśmy tak pijaczka), który wysiada z dorożki w bardzo niepewnym stanie. Pomocy udziela mu stróż zamiatający ulicę. Rolę głównego bohatera w tym filmie zagrał Kazimierz Junosza-Stępowski, zresztą wybitny aktor. Teatralny, ale potrafił się przerzucić na kino – zagrał w kilkudziesięciu polskich filmach. Z kolei „Pruska kultura” (1908) to najstarszy zachowany film polski. Łatwo zgadnąć treść. Szkoła we Wrześni, dzieci biją, biją też ich rodziców, słowem Niemcy w szale. Co ciekawe, producentem tego pierwszego polskiego filmu patriotycznego był Żyd – Mojżesz Towbin.
Reklama
Filmy o pijaczkach wyszły z mody. Bohater polskiego filmu prędzej zapali skręta. Nad filmami o obronie Polski ciąży natomiast od odzyskania niepodległości fatum. Brakuje współczesnego Mojżesza Towbina. Rzekomo jesteśmy zapatrzeni w historię, ba, mamy nawet z tym problem, bo podobno nie patrzymy w przyszłość. Nieprawda. Narody wpatrzone w przeszłość nie zrobiłyby nieciekawego filmu o jedynej polskiej wiktorii zbrojnej w ostatnich 300 latach. I nieprawda w ogóle – wpatrywanie się w przeszłość ani nie pomaga, ani nie przeszkadza w radzeniu sobie z rzeczywistością, podobnie jak słuchanie muzyki albo czytanie poezji. Po prostu można zrobić coś zamiast albo obok.