Aleja Niepodległości w Stambule od kilkuset lat jest finansowym centrum Turcji. Atila Kocer, który handluje tu komórkami, mówi, że jego sklep codziennie odwiedza 3 tys. osób. – Ten rok jest lepszy od poprzedniego, a zeszły był bardzo dobry – mówi. Takich słów nie usłyszymy w innych europejskich stolicach. Ale pojawia się coraz więcej sygnałów, że kryzys może dopaść także tureckiego tygrysa.
Na razie kraj cały czas korzysta z okresu prosperity. Nad miastami górują dźwigi, sprzedaż aut i sprzętu AGD zwiększa się w tempie nawet 30 proc. rocznie, a w pierwszej połowie tego roku PKB poszybowało o 10,2 proc. To osiągnięcia będące dowodem na wielki sukces 9-letnich rządów Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) premiera Recepa Tayyipa Erdogana, w ciągu których dochód na mieszkańca zwiększył się trzykrotnie (do 12,5 tys. dol.).
Jednak widoczne są coraz mocniejsze sygnały, że wzrost gospodarczy może się załamać z powodu rosnącego deficytu na rachunku bieżącym i osłabienia liry. – Wskaźniki makroekonomiczne są bardzo słabe – przekonuje ekonomista Murat Ucer.
Reklama
Na razie politycy i biznesmeni z całego świata tłumnie zjeżdżają do Turcji. – Macie ogromny potencjał, który nie został jeszcze wykorzystany – komplementował gospodarzy brytyjski minister ds. biznesu Vince Cable, który w ubiegłym tygodniu wraz z delegacją przedsiębiorców gościł w Stambule. Tę pochlebną opinię potwierdza prezes Amerykańsko-Tureckiej Izby Handlowej Thomas Donohue, który jednocześnie skarży się, że wartość wymiany handlowej między oboma państwami wynosi zaledwie 15 mld dol. To mniej niż 1/3 obrotów z Singapurem, i to mimo reputacji Turcji jako znacznie silniejszej gospodarki niż kiedykolwiek w przeszłości.
Po kryzysie finansowym sprzed dekady obecna sytuacja kraju jest dla innych powodem do zazdrości. – Udało nam się stworzyć miejsca pracy, stopy procentowe są niskie, poziom zadłużenia publicznego niewysoki, banki zdrowe – wylicza minister finansów Mehmet Simsek. Fundamenty sukcesu stworzył poprzedni szef resortu Kemal Dervis, który cieszył się wsparciem premiera Recepa Tayyipa Erdogana. To dzięki niemu szef rządu i zarazem lider AKP po raz trzeci z rzędu wygrał czerwcowe wybory parlamentarne. W czasie kampanii obiecał uczynić Turcję jedną z 10 największych gospodarek świata do roku 2023. Nieprzypadkowo wymienił tę datę – będzie to 100. rocznica założenia Republiki Tureckiej.
Pewność siebie spowodowana wzrostem gospodarczym zwiększa również dyplomatyczne wpływy Ankary. W zeszłym miesiącu premier rozpoczął wizytę w Afryce Północnej, zabierając ze sobą 200 przedsiębiorców. Minister spraw zagranicznych Ahmet Davutoglu nazwał swoim obowiązkiem otwarcie ambasady w każdym kraju, w którym prowadzi działalność choć jeden turecki biznesmen.
Jednak coraz więcej ekspertów ostrzega, że w perspektywie krótkoterminowej lepiej już nie będzie. W raporcie opublikowanym w zeszłym miesiącu Międzynarodowy Fundusz Walutowy ostrzegł przed gwałtownym zahamowaniem wzrostu PKB w przyszłym roku – do poziomu 2,5 proc. Nawet turecki bank centralny, choć zakwestionował szacunki MFW, przyznał, że tempo rozwoju zwalnia. Bank zwrócił uwagę na indeks PMI dla przemysłu, który w sierpniu spadł poniżej poziomu 50 pkt, czyli ponizej progo optymizmu (we wrześniu indeks nieznacznie wzrósł).
Głównym powodem obaw MFW jest deficyt na rachunku bieżącym. Obecnie wynosi on ok. 75 mld dol., co stanowi niemal 10 proc. PKB. Na dodatek rząd Erdogana zapowiada tylko nieznaczne jego ograniczenie: z 9,4 proc. na koniec tego roku, do 8 proc. w przyszłym oraz 7,5 proc. w 2013 roku. To oznacza, że priorytetem Ankary pozostaje zachowanie wzrostu gospodarczego. Nawet minister Mehmet Simsek przyznaje, że deficyt jest niepożądanym skutkiem ubocznym gwałtownego wzrostu popytu wewnętrznego i niskiego poziomu oszczędności. Bez tych ostatnich gwałtowny przyrost PKB prowadzi do zwiększenia importu, co powoduje, że kraj potrzebuje coraz więcej zagranicznej waluty. W przyszłym roku może to być nawet 200 mld dol.
To zapotrzebowanie jest coraz trudniejsze do pokrycia. W zeszłym roku lira straciła ok. 20 proc. w stosunku do dolara i euro, co było wynikiem utrzymywania niskich stóp procentowych. Bank centralny wydał setki milionów dolarów, by powstrzymać spadek: w sierpniu interwencja przyniosła w końcu skutek. Jednak możliwości banku są ograniczone – poziom rezerw walutowych wynosi 85 mld dol. i jest znacznie mniejszy niż krótkoterminowe zobowiązania państwa.
Spadek kursu liry prowadzi także do inflacji. Rząd przewiduje, że na koniec roku wzrost cen będzie wynosił 8 proc. (prognozy zakładały 5,5 proc.). Innym problemem jest wzrost wartości kredytów. MFW uznał ostatnio, że ich wielkość może naruszyć stabilność finansową kraju. Mówi się już nawet o tureckim boomie – termin ten oznacza rosnącą bańkę i groźbę jej pęknięcia. Fundusz jasno daje do zrozumienia, że Ankara powinna jak najszybciej podnieść stopy procentowe i zacząć zwiększać rezerwy walutowe, zamiast pompować je w utrzymanie kursu liry. MFW nie znalazł jednak w tureckich władzach wdzięcznego słuchacza.
Mimo spadku kursu liry bank centralny kontynuuje politykę utrzymywania niskich stóp procentowych, która ma zmniejszyć atrakcyjność Turcji dla kapitału zagranicznego i tym samym zmniejszyć zapotrzebowanie na waluty obce, które stają się deficytowe. Bank twierdzi, że podatność Ankary na wstrząsy zewnętrzne zmniejszy się wraz z obniżeniem deficytu na rachunku bieżącym. Ale to ostatnie nie nastąpi jednak zbyt szybko.
Wielu tureckich ekonomistów uważa, że niskie stopy procentowe są efektem nacisków premiera Erdogana, który za wszelką cenę zamierza utrzymać wzrost gospodarczy, bo dzięki niemu utrzymuje się przy władzy.
W perspektywie długoterminowej prognozy dla Turcji są optymistyczne – OECD przewiduje średni wzrost gospodarczy na poziomie 6,7 proc. w ciągu najbliższych sześciu lat. To najwyższy wskaźnik wśród członków organizacji. Jednak biorąc pod uwagę uzależnienie Ankary od gospodarek państw rozwiniętych, które obecnie przeżywają wielkie kryzysy, Turcja nie może być pewna bezpiecznej przyszłości.
– Turcja to łódź przywiązana do wielkiego statku, a lina pomiędzy nimi jest bardzo krótka. Jeśli wielki statek pójdzie na dno, niewiele będziemy mogli zrobić – mówi jeden z tureckich ekonomistów o handlowych więzach Ankary z UE.
ikona lupy />
RECEP TAYYIP ERDOGAN, uczynił z Turcji jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek świata, która jako jedna z nielicznych nie przeżyła wielkiego wstrząsu spowodowanego światowym kryzysem Bloomberg / DGP