– Rozważymy podjęcie bardzo zdecydowanych działań w odpowiedzi na tę haniebną akcję ze strony Irańczyków – mówił brytyjski premier David Cameron. To reakcja na wtorkowy atak na ambasadę Zjednoczonego Królestwa w Teheranie. Tłum rozwścieczonych studentów – spontanicznie , jak przekonują irańskie media – podpalił budynek placówki, biorąc na krótki czas sześciu zakładników. W rezultacie Wielka Brytania zamknęła swoje przedstawicielstwo. Wczoraj na Wyspy wróciła pierwsza grupa dyplomatów. Podobną decyzję podjęła Norwegia, rozważają ją Berlin i Rzym, które wezwały do kraju na konsultacje swoich ambasadorów.

>>> czytaj też: Eksperci CFR: "Trzeba rozważyć atak na Iran zanim będzie miał broń nuklearną"

Atak na ambasadę to odwet za ubiegłotygodniowe nałożenie sankcji przez Brytyjczyków, Kanadyjczyków i Amerykanów na islamską republikę. Mają uderzyć przede wszystkim w sektor petrochemiczny i bankowy. Podjęto m.in. decyzję o zamrożeniu zagranicznych aktywów ok. 200 osób fizycznych i prawnych. W ten sposób anglosaskie rządy zareagowały na twierdzenia Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, że Iran nie zrezygnował z kontynuacji programu atomowego. Irańczyków poparły jedynie Chiny i Rosja, które uznają sankcje nakładane poza strukturami ONZ za niezgodne z prawem międzynarodowym.

>>> Polecamy: Oto 5 powodów, dla których Stany Zjednoczone nie zaatakują Iranu

Reklama
Dotychczasowe restrykcje nałożone przez ONZ nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Zamiast irańskiego programu nuklearnego ucierpiała głównie zwykła ludność. Aby wybrnąć z finansowej pułapki w warunkach blokady gospodarczej, władze uwolniły ceny na paliwo, prąd i niektóre artykuły żywnościowe. Do tej pory subsydiowanie tych produktów kosztowało budżet ok. 100 mld dolarów rocznie. Efektem decyzji był czterokrotny wzrost cen chleba. Z kolei ropa, prąd i woda podrożały aż o 2000 proc.