Czy demokracja jest w Rosji możliwa?

Teraz tak. Fundamentem sił, które protestowały przeciwko fałszerstwom wyborczym, jest klasa średnia, zwłaszcza z Moskwy oraz Petersburga, której pozycja i liczebność w ostatnich latach znacznie wzrosła. Ci ludzie nie chcą dłużej patrzeć na autorytarnych przywódców. Poza tym wyróżnia ich szczególny rodzaj godności, której Putin nigdy nie doceniał. Zamiast tego obecny premier zawsze stawiał na biedotę oraz ludzi żyjących na koszt budżetu. Co najważniejsze - ruch protestu nie zależy od władzy i zarabia na życie samodzielnie.

>>> Czytaj też:Talaga: Po co nam Rosja

Do stworzenia demokracji niezbędne jest też społeczeństwo obywatelskie, a Rosjanie są uznawani za ludzi biernych politycznie.

Reklama

Ależ społeczeństwo obywatelskie jest w oczywisty sposób związane z klasą średnią. Proszę popatrzeć na plac Bołotny i prospekt Sacharowa (miejsca, w których po wyborach do Dumy doszło do masowych protestów – red.). Miał pan tam do czynienia właśnie z grupą obywatelskich aktywistów wywodzących się z klasy średniej, którą władze najpierw poniżyły, a potem okłamały.

>>> Polecamy: Dmitrij Babicz: Rosja ucieszy się z wyniku polskich wyborów

A jak przekonuje pan do swoich racji ludzi, których od demokracji odstręczyły lata 90.? Wielu Rosjan kojarzy ten czas z chaosem czy rozkradaniem państwa przez oligarchów.

Tego typu postawa jest już nieaktualna, choć putinowska propaganda wciąż ją wykorzystuje. Ludzie mają dosyć oszustów i złodziei (kremlowska Jedna Rosja jest nazywana partią żulikow i worow, czyli oszustów i złodziei – przyp. red.) i powtórki z lat 90. się nie boją. Pięć lat temu takie obawy były powszechne, teraz już przeszły do historii.

A co się stało przez te pięć lat?

Dorosło nowe pokolenie świadomych obywateli.

Istnieje obawa, że po Putinie może przyjść ktoś gorszy: komuniści Giennadija Ziuganowa czy skrajni nacjonaliści. Wyniki badań w Moskwie wskazują, że na partię Ziuganowa zagłosowało więcej ludzi niż na demokratyczne Jabłoko.

Władze nie dopuściły do wyborów sił realnie opozycyjnych, więc trudno te badania uznać za miarodajne. Gdyby głosowanie zostało przeprowadzone w sposób uczciwy, nie sądzę, by komuniści zdobyli więcej niż 10 proc., a nacjonaliści Żyrinowskiego więcej niż 5 – 10 proc. głosów. Nie ma więc groźby dopuszczenia ich do władzy. Ponad 70 proc. uczestników ostatnich protestów określa się mianem liberałów lub demokratów.

Załóżmy, że dochodzą do władzy. Jak będzie wyglądać wówczas rosyjska polityka zagraniczna? Czy demokratyczne władze będą kontynuowały dążenia Putina do reintegracji przestrzeni postsowieckiej?

Z państwami demokratycznymi nasze stosunki szybko by się poprawiły. Mam tu na myśli przede wszystkim państwa bałtyckie oraz Ukrainę i Gruzję. Reżimy autorytarne, takie jak Białoruś i państwa Azji Środkowej, musiałyby się liczyć z rozluźnieniem relacji. Światowa praktyka pokazuje, że tylko demokracje potrafią ze sobą rozmawiać na równoprawnych, partnerskich zasadach.

Putin niedawno zaproponował utworzenie unii eurazjatyckiej. Co pan sądzi o tym pomyśle?

Ta idea jest od początku martwa, ponieważ dyktatorzy nie są zdolni do budowy zaufania i do wzajemnego przekazania pełnomocnictw na poziom wspólnotowy. Unia eurazjatycka państw demokratycznych byłaby dużo łatwiejsza do zainicjowania. Do budowy unii są skłonne demokracje, dyktatury wolą kłótnie.

ikona lupy />
BORYS NIEMCOW Działacz rosyjskiej opozycji, jeden z liderów niedawnych protestów. W 1997 r. był krótko ministrem paliwa i energetyki Rosji, w latach 1997 – 1998 pełnił funkcję wicepremiera / DGP