Prezesi Goldman Sachs Lloyd Blankfein i J.P. Morgan James Dimon działają z ukrycia, ale czasami muszą nieco ujawnić swoją strategię. W lutym 2009 r. pierwszy z tych amerykańskich banków przyznał, że przeprowadził ataki spekulacyjne na naszą walutę. W tamtym, początkowym etapie kryzysu złoty bardzo osłabł (był w pewnym momencie wymieniany po blisko 5 zł za euro) i perspektywa nieograniczonej dewaluacji naszego pieniądza wydawała się całkiem realna. W odpowiedzi minister skarbu Aleksander Grad anulował po tej wiadomości planowane spotkanie w Londynie z dyrekcją Goldman Sachs w sprawie prywatyzacji Polskiej Grupy Energetycznej (PGE).
Ruch ministra Grada w większym stopniu pokazał jednak bezsilność polskiego (i jakiegokolwiek innego) rządu przed atakami spekulacyjnymi, niż rzeczywiście dotknął Blankfeina. Kursy walut w znacznym stopniu opierają się bowiem na subiektywnych odczuciach rynków finansowych, dla których w krytycznych momentach wyznacznikiem są ruchy takich potentatów jak Goldman Sachs i J.P. Morgan.
Dziś złoty znów przeżywa chwile słabości m.in. wobec euro, choć wzrost gospodarczy w naszym kraju jest przynajmniej trzykrotnie szybszy niż w krajach unii walutowej, dług i deficyt budżetowy niższy, a zaufanie konsumentów większe. Te fundamentalne dane o kondycji naszej gospodarki będą jednak miały tylko ograniczone znaczenie przy podejmowaniu przez amerykańskich bankierów decyzji o strategii wobec naszego kraju. Znacznie ważniejsze okaże się, czy uznają oni, iż warto obstawiać upadek innych niż złoty walut. Na przykład węgierskiego forinta.
J.BIE
ikona lupy />
LLoyd Blankfein. Fot. Bloomberg / DGP