Później rozmawiałem z szefem jednego z banków centralnych, który także zgodził się, że traktat jest nieistotny, ale opowiadał się za nim, bo może on posłużyć jako sygnał dla rynków finansowych. Kiedy dotarłem do swoich źródeł na rynkach finansowych, wszyscy mówili, że traktat jest szaleństwem. Najlepsze, co można powiedzieć o traktacie, to że nie jest on konieczny. Wszystko, co możemy zobaczyć w ostatecznej wersji, jest zawarte w istniejących traktach lub ustawach. Resztę można by spokojnie wprowadzić w nowej turze legislacji. Nie spotkałem jeszcze nikogo, kto mógłby mi wytłumaczyć, jakie pożytki będą płynąć z traktatu, poza pewną logiką legislacyjną. Natomiast szkody, które może on przynieść, są ewidentne. Choćby ta, że zachęca członków strefy euro do przyjęcia ekstremalnie procyklicznej polityki gospodarczej.

To już ma miejsce w Hiszpanii. Do zeszłego tygodnia rząd twierdził, że nie będzie dokonywał dodatkowych rozwiązań oszczędnościowych, by zrealizować plany redukcji deficytu. Międzynarodowy Fundusz Walutowy zgadzał się ze stanowiskiem hiszpańskiego rządu. Hiszpański dziennik „El Pais” cytował przedstawiciela MFW, który mówił, że korekta deficytu byłaby niepożądana, ponieważ pogłębiłaby, a nie uspokoiła napięcia na rynku. MFW prognozuje dwuletnią recesję, podczas której deficyt spadnie z 8 proc. produktu krajowego brutto w ubiegłym roku do 6,8 proc. w tym roku i 6,3 proc. w następnym. Nadal więc Hiszpania będzie notowała recesję równie głęboką jak w 2009 roku. Jednak nie. W ubiegłym tygodniu nowy premier Hiszpanii Mariano Rajoy zgodnie z planem potwierdził, że celem jego rządu jest dalsze ograniczenie deficytu. A to w sytuacji, gdy gospodarka się kurczy. Ta polityka może się okazać zabójcza, bo Hiszpania ma głęboko zadłużony sektor prywatny. Jeżeli Hiszpania wpadnie w czarną dziurę, żaden fundusz ratunkowy jej z tej dziury nie wyciągnie. Ironia polega na tym, że pakt fiskalny mający na celu zredukowanie zadłużenia strefy euro może spowodować eksplozję długu, bo znacznie zwiększa ryzyko permanentnej zapaści w południowej Europie. Wtedy nic nie uratuje strefy euro.