„Wzrastające oprocentowanie kredytów gospodarstw domowych i ceny mieszkań nie podążają stabilną ścieżką”, powiedział Morten Baltzersen, dyrektor generalny Financial Supervisory Authority w Oslo. „Im dłużej te niekorzystne trendy się utrzymają, tym większe ryzyko, że zaistnieją poważne zawirowania”.

Na rynkach kredytowym i nieruchomości widać pogłębiające się oznaki „przegrzania” pięć miesięcy po tym, jak regulatorzy zaostrzyli wymogi pożyczania w bankach. Robert Shiller, współtwórca indeksu cen domów S&P/Case-Shiller (SPCS20), powiedział w styczniu, że Norwegia zmierza ku bańce na rynku nieruchomości. Również, Międzynarodowy Fundusz Walutowy ostrzegł 2 lutego przed rosnącym ryzykiem na rynku nieruchomości i na rynku kredytów.

>>> Czytaj też: Chiński plan Marshalla. Państwo Środka chce ratować Europę

„Szybujące w górę ceny domów i oprocentowanie kredytów są poważnym powodem do obaw, powiedział Baltzersen. „Zarówno stosunek zadłużenia do dochodów w gospodarstwach domowych, jak i poziom cen domów i mieszkań osiągnęły historyczne rekordy, a zadłużenie wciąż rośnie szybciej niż dochody”.

Bank centralny szacuje, że stosunek długu w sektorze prywatnym do rozporządzalnych dochodów wzrośnie do około 204 proc. w tym roku. Można to porównać z sytuacją z lat 80. kiedy stosunek ten wynosił 150 proc., tuż przed tym jak pękła bańka na nieruchomościach a ceny domów i mieszkań zjechały ostro w dół o 40 proc., zauważył Baltzersen.

“Są jednak różnice”, mówi. To, co wydarzyło się wtedy było poprzedzone długotrwałym wzrostem zadłużenia w połowie lat 80. z powodu deregulacji sektora bankowego. To z kolei doprowadziło do potężnego boomu, a zaraz potem załamania cen nieruchomości. Wydarzenia te wprowadziły gospodarkę Norwegii w recesję i wywołały kryzys bankowy w latach 90.