Wygląda na to, że sytuacja w Europie powoli się stabilizuje. EBC zapewnia bankom prawie nieograniczone fundusze na wykupywanie obligacji ich krajów, a rentowność obligacji Włoch spada. To dobry moment, żeby przyjrzeć się trzem zgubnym mitom odnośnie kryzysu, które są bardzo rozpowszechnione i wciąż mogą zagrozić Europie.
Mit nr 1: Włoskie zadłużenie było nie do opanowania
Policzmy. 25 listopada oprocentowanie 10-letnich włoskich obligacji wynosiło 7,2 proc. W tej chwili wynosi 5,7 proc. Załóżmy, że Włochy musiałyby spłacić różnicę 1,5 pkt. proc. z papierów dłużnych, które będzie emitować przez najbliższe dwa lata, co prawdopodobnie równałoby się mniej niż połowie ich PKB. Ta spłata stanowiłaby dodatkowe obciążenie mniejsze niż 1 proc. PKB – w kraju, w którym wydatki rządowe stanowią jego połowę.
>>> Czytaj też: Grecy nie dają za wygraną: przez Ateny przeszły kolejne demonstracje
W grudniu Bank Rozrachunków Międzynarodowych przeprowadził dokładniejszą analizę, z której wynika, że obciążenie wyniosłoby około 2 proc. PKB. To wciąż mniej niż 5 proc. całkowitych wydatków rządu.
Mimo to rząd Włoch i wielu komentatorów ogłosiło alarm, zażądało od Europy ocalenia od zagłady, a następnie skrytykowało rynki za niepotrzebne przestraszenie się poziomem długów kraju. Ale kto tu kogo straszy? Przy takiej burzy w szklance wody trudno się dziwić, że inwestorzy mają wątpliwości co do tego, czy Włosi będą w stanie spłacić swój dług.
Jeśli zamiast tego włoski rząd wyjaśniłby pewnym głosem, że stać go na spłacenie tego dodatkowego jednego czy dwóch proc. PKB, kryzysu można by było uniknąć.
To wciąż jest możliwe. Przeprowadzone przeze mnie niedawno wspólnie z Mathiasem Trabandtem badanie pokazuje, że Włochy nie są w stanie w dłuższej perspektywie utrzymać realnej stopy procentowej na poziomie wyższym niż 6,4 proc. Zarazem zbliżyły się one niebezpiecznie do swojego maksymalnego poziomu dochodów z podatków. Może kraj powinien teraz zmniejszyć ogólne wydatki rządu, co da im przestrzeń do spłacania długu.
Mit nr 2: Oszczędności podatkowe oznaczają katastrofę, czyli polityka wzrostu wymaga wydatków
Każdy rząd lubi pożyczać pieniądze i obdarowywać nimi swych obywateli. Jednak kiedy kredytodawcy zakręcają kurek, obywateli ogarnia niezadowolenie. I nic dziwnego – to, co się pożyczyło, prawie zawsze musi być w końcu oddane.
Niektórzy wierzą, że jest alternatywa. Co się dzieje, kiedy rządy nie mogą już brać ogromnych pożyczek i muszą wycisnąć te środki ze swoich obywateli? Czy to może stymulować wzrost? Co z cudowną teorią keynesizmu, w której jedni obywatele kopią dołki po to, aby inni mogli je zakopywać?
To rzeczywiście cudowna perspektywa. Wyobraźmy sobie piękną wyspę, na której każdy obywatel ma jabłoń, z której codziennie w południe zrywa jabłko. To jabłko starcza mu na cały dzień, więc poza zerwaniem go nie musi robić nic i może resztę dnia wylegiwać się na plaży. PKB per capita tej wyspy to jedno jabłko.
>>> Polecamy: Schaeuble: Nawet głębokie cięcia nie postawią greckiej gospodarki na nogi
Wyobraźmy sobie teraz, że pojawia się na niej rząd, który postanawia wszystko opodatkować. Zabiera więc obywatelowi jabłko, a potem wynagradza go nim za leżenie na plaży. W życiu obywatela nic się więc nie zmienia, ale teraz wykonuje on dla rządu ‘usługę’, a PKB się podwoiło. Usługi pełnione przez rząd wynagradzane są odpowiednio do tego, ile są warte – w tym przypadku, jedno jabłko. W ten sposób początkowe PKB wynoszące jedno jabłko można zwiększyć trzy-, a nawet czterokrotnie.
A teraz załóżmy, że wprowadzone są oszczędności podatkowe. PKB owszem poleci w dół, na przykład o 50 proc. jak w naszym przykładzie. Jednak obywatele wciąż będą jedli jedno jabłko dziennie. Co więcej, ich los może się nawet poprawić jeśli do tej pory musieli wykonywać dla rządu jakąś uciążliwą pracę, np. siedzieć w urzędzie.
Nie sugeruję, że Grecja, Włochy lub jakiekolwiek inne państwo płaci urzędnikom za leżenie na plaży. Warto jednak zapytać, dlaczego wydatki rządowe stanowią tak wielki procent gospodarki i jakie tak naprawdę byłyby straty wynikające z ich zredukowania, a także ile dynamiki zyskałyby te gospodarki gdyby usunąć perspektywę wysokich podatków w przyszłości.
Zrozumiałym jest, że pojawi się opór i protesty – bycie usuniętym z listy płac rządu będzie się wydawało bolesne dla osób, których bezpośrednio to dotknie. Nawet jeśli standardowe wyliczenia dochodowe pokazują, że PKB spada, kiedy przeprowadza się oszczędności w rządzie, nie powinno to przesłonić ogólnych korzyści ekonomicznych takich środków.
Mit nr 3: Prezes EBC Mario Draghi zapobiegł katastrofie w Europie zapewniając bankom w grudniu tanie kredyty, co z kolei zachęciło ich do wykupywania długów państwowych
Jeden element tej operacji był rzeczywiście godny pochwały: nacisk na stabilizację systemu finansowego i zapewnienie funkcjonowania rynków kredytowych.
Dla EBC udostępnianie bankom kredytów na wykup długu państwowego jest lepszą strategią niż bezpośrednie wykupywanie długów. Takie działanie jest jednak skrajnie niebezpieczne w przypadku bankructwa państwa – wtedy bankructwo objęłoby też system bankowy i posiadaczy obligacji.
Największe niebezpieczeństwo związane jest z tym, że włoski rząd straci determinację do utrzymywania porządku w podatkach. Wtedy rachunek za obniżenie wartości długu zapłaci EBC i cała Europa. Kryzys na starym kontynencie jest więc przede wszystkim polityczny. Włochy nie upadną jeśli będą musiały zapłacić o kilka punktów procentowych więcej oprocentowania na swoim długu. Gdyby było to jasno przedstawione na samym początku, a rząd ustanowił wiarygodny plan fiskalny, kryzysu można by było uniknąć.
Harald Uhlig jest dyrektorem wydziału ekonomii na Uniwersytecie w Chicago.