Nowy pakiet pomocy dla Grecji ma w ciągu ośmiu lat przywrócić stabilność finansów publicznych. Ale tylko w teorii. Analitycy, z którymi rozmawiał DGP, spodziewają się, ze za kilka, najdalej kilkanaście miesięcy Ateny znów poproszą o pomoc. Do tego czasu uda się przygotować miękkie lądowanie dla wierzycieli Aten. I przeprowadzić kontrolowane bankructwo Grecji, już bez III bailoutu.

>>> czytaj też: "Nie można igrać z pomysłem o bankructwie Grecji"

– Nie spodziewam się, aby spokój trwał dłużej niż kilka miesięcy. Potem okaże się, ze grecki rzad nie jest w stanie wypełnić warunków pomocy i wypłata funduszy zostanie wstrzymana – mówi DGP Daniel Gros, dyrektor brukselskiego Centrum Europejskich Analiz Politycznych (CEPS). Jego zdaniem najbardziej wątpliwe elementy programu dotyczą nadmiernie ambitnych założeń redukcji deficytu budżetowego oraz dochodów z prywatyzacji. Podobnie sprawy widzi Ben May, ekspert londyńskiego instytutu analitycznego Capital Economics. – Strefa euro jest coraz lepiej przygotowana na wypadek bankructwa Grecji. A narastający opór społeczny powoduje, ze determinacja Aten w przeprowadzaniu dalszych ciec jest coraz mniejsza.

>>> Polecamy: Eksperci: Portugalia na dobrej drodze do redukcji długu

Dlatego najdalej za kilka miesięcy realizacja porozumienia zostanie przerwana – mówi DGP May. Dziennik „Sueddeutsche Zeitung” napisał w trakcie weekendu, ze niemieckie ministerstwo finansów przygotowało poufna analizę sytuacji ekonomicznej Grecji. Szeroko opisuje w niej, jak kraj nie spełnił swoich wcześniejszych zobowiązań, i uważa, ze unikniecie bankructwa będzie bardzo trudne. Z kolei Citibank w ostatnich dniach podniósł z 25 do 50 proc. prawdopodobieństwo ogłoszenia niewypłacalności Grecji w ciągu nadchodzących 18 miesięcy. Porozumienie zakłada, ze grecki rzad otrzyma w ramach II bailoutu łącznie 130 mld euro pomocy, ale rozłożone na transze. Będą one wypłacane w miarę, jak kraj wypełni swoje zobowiązania. Najważniejsze z nich dotyczy ograniczenia deficytu budżetowego. Ma on spaść z 9,5 proc. PKB w 2011 do 2 proc. w 2014 r. Takiej redukcji ma służyć ograniczenie o ok. 100 mld euro długu Grecji, które należy dziś do banków prywatnych. Dzięki temu zmniejszą się obciążenia związane z wypłata odsetek.

Jednak w ub.r. rządowi udało się zmniejszyć deficyt o zaledwie 1 pkt proc. PKB (z 10,5 proc. PKB w 2010 r.), a i to wywołało ogromne protesty społeczne. Jednym z powodów był większy, niż się spodziewano (7 proc.), spadek dochodu narodowego, innym nieskuteczna walka z szara strefa. Uzgodniony z Bruksela plan zakłada, ze grecka gospodarka zacznie rosnąć już w przyszłym roku, co zdaniem wielu ekonomistów jest nadmiernie optymistyczne. Bruksela oczekuje także, ze nadwyżką dochodów nad wydatkami greckiego budżetu (bez uwzględnienia obsługi długu) osiągnie w 2013 r. 3,6 mld euro, a rok później – 9,5 mld euro. – Tak szybkie tempo poprawy uzdrowienia finansów byłoby trudne dla Niemiec, a co dopiero dla Grecji – uważa Gros. Optymistycznych założeń jest jednak więcej. Jednym z nich jest założenie, ze rentowność nowych obligacji wyemitowanych przez Grecję spadnie w okresie 2012 – 2020 średnio do 4,3 proc. Jednak wczoraj wskaźnik ten wynosił aż 34 proc., co oznacza, ze kraj jeszcze długo nie będzie mógł samodzielnie zaciągać pożyczek na rynkach finansowych. Porozumienie zawiera także ambitna ścieżkę prywatyzacji. Ma ona przynieść 4,5 mld euro do końca tego roku, 7,5 mld euro w 2013, 12,2 mld euro w 2014 i 15 mld euro w 2015 r. Na razie jednak sprzedaż przedsiębiorstw stoi w miejscu.

Eksperci maja poważne wątpliwości, czy nowy rzad, który zostanie wyłoniony po wyborach w kwietniu, wypełni obietnice ograniczeń w wydatkach socjalnych, które zakładają m.in. ograniczenie w ciągu trzech lat liczby urzędników o 150 tys. i zmniejszenie pensji minimalnej o 22 proc. (32 proc. dla osób do 26. roku życia). W 2010 r. Grecja tez już obiecywała ograniczenie liczby urzędników, ale skończyło się na zwiększeniu ich liczby. Kolejny słaby punkt programu dotyczy rekapitalizacji greckich banków, m.in. z powodu strat, jakie poniosą na inwestycjach w krajowe obligacje. Na ten cel ma pójść 30 ze 130 mld euro pomocy. Ale kwota może okazać się dużo za mała, aby przywrócić normalne funkcjonowanie sektora finansowego. – W pierwszym okresie Grecja otrzyma od Brukseli łącznie ok. 90 mld euro. Dalsze wypłaty będą już dużo mniejsze, co ograniczy motywacje rządu do działania – podkreśla Ben May. Kraj będzie potrzebował bieżącej gotówki z jednej strony na obsługę długu, który po redukcji wciąż będzie wynosił 254 mld euro, a z drugiej, na sfinansowanie deficytu budżetowego, który w ubiegłym roku osiągnął 27 mld euro. Jeżeli nie znajdzie funduszy na ten cel, będzie musiał ogłosić bankructwo.