Dobrze, a nawet lepiej

Było więc o 213 zł większe niż przed rokiem. Tymczasem w 2011 r. wzrosło o 139 zł, w 2010 o 51 zł, a w 2009 o 204 zł. Tegoroczny wzrost zarobków jest też bardzo korzystny po uwzględnieniu inflacji. Okazuje się bowiem, że w okresie styczeń – luty realne wynagrodzenia w przedsiębiorstwach zwiększyły się o 2,1 proc., podczas gdy w roku ubiegłym wzrosły o 0,9 proc. A w 2010 r. nawet spadły o 1,6 proc. Analitycy są przekonani, że taki ruch płac w pierwszych dwóch miesiącach tego roku nie jest przypadkowy.

– Zadecydował o tym głównie styczeń, kiedy płace poszybowały aż o 8,1 proc., bo w lutym wzrost wyniósł 4,3 proc. – mówi Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea Banku. Gwałtowne przyspieszenie w styczniu związane było głównie z wypłacaniem przez przedsiębiorstwa wcześniej niż zwykle premii i nagród oraz trzynastych pensji. – Ich płatności przesunięto nawet o kilka miesięcy, aby uniknąć skutków podwyżki składki rentowej o 2 pkt proc., która weszła w życie 1 lutego – ocenia Bujak. Podkreśla, że było to racjonalne zachowanie z punktu widzenia przedsiębiorstw. Zgadza się z tym Karolina Sędzimir, ekonomistka PKO BP. – Firmy miały pieniądze na dodatkowe wypłaty, ponieważ uzyskały w ubiegłym roku dobre wyniki finansowe – uważa Sędzimir.

Potwierdzają to dane GUS. Według nich przedsiębiorstwa zatrudniające 50 i więcej osób w 2011 r. zarobiły na czysto 104 mld zł. Było to o ponad 16 proc. więcej niż przed rokiem. To jednak nie wszystko. – Od pierwszego stycznia wzrosła płaca minimalna o 8,2 proc. do 1500 zł – przypomina Rafał Benecki, ekonomista ING Banku. To, jego zdaniem, wpłynęło także na przyspieszenie dynamiki płac w przedsiębiorstwach. Ponadto przedsiębiorstwa nie przestraszyły się zapowiadanego spowolnienia gospodarczego i nie ograniczyły swoich planów związanych z podwyżkami wynagrodzeń. – A takie plany w pierwszym kwartale ma, jak wynika z badań NBP, 23 proc. przedsiębiorstw, czyli tyle samo co przed rokiem – wyjaśnia Benecki.

Reklama

Ale nie bez końca

Eksperci nie mają jednak wątpliwości, że w następnych miesiącach wzrost wynagrodzeń osłabnie. – Przede wszystkim dlatego, że ujawni się spowolnienie gospodarcze i bezrobocie będzie nadal wysokie – mówi Sędzimir. A to sprawi, że firmy będą mocno trzymały płace na uwięzi. – Tym bardziej że na ogół nie zaciągały wobec pracowników zobowiązań na cały rok, gdyż w pierwszych miesiącach tego roku wypłacały dodatkowo przede wszystkim premie i nagrody, podczas gdy stałe pensje podnoszone były rzadziej i w niewielkim stopniu – uważa Sędzimir. Według jej prognoz wynagrodzenia w całym roku wzrosną w sektorze przedsiębiorstw o 4,2 proc. Jeśli sprawdzi się ten scenariusz, to przeciętne płace w firmach wyniosą 3755 zł i będą o 151 zł wyższe niż w roku ubiegłym.

Co dalej?

Natomiast realny wzrost płac (po uwzględnieniu inflacji) wyniesie 0,4 proc. Będzie więc mniejszy niż w 2011 r., gdy wyniósł 0,9 proc. Ale są też bardziej optymistyczne prognozy. – Spodziewam się, że w tym roku przeciętny wzrost płac w przedsiębiorstwach wyniesie 4,5 proc., a ich siła nabywcza zwiększy się o około 1 proc. – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Będzie więc podobnie jak w trzech poprzednich latach, ale zdecydowanie gorzej niż w latach 2006 – 2008 r., gdy realne wynagrodzenia zwiększyły się w ciągu roku aż od 4,2 proc. do 6,8 proc. I zapewne, tak jak to jest od wielu lat, najniższe podwyżki otrzymają ci, którzy i tak zarabiają najmniej. Dotyczy to m.in. przemysłu odzieżowego, skórzanego i handlu detalicznego.

>>> Czytaj też: Inwestycje z Niemiec to nie jednokierunkowa ulica. Polska idzie pod prąd