Zazdrosnym społeczeństwom dawnego ZSRR podoba się idea, by dokuczyć najbogatszym. Nic dziwnego, że przywódcy Rosji i Ukrainy w poszukiwaniu wabika dla wyborców zastosowali oczywisty chwyt: wprowadzenie podatku od luksusu. Próba ta w obu przypadkach najprawdopodobniej zakończy się porażką.
Władimir Putin, rosyjski prezydent-elekt, propozycję podatku od luksusu ogłosił w zimie szukając pośród masowych protestów poparcia najbiedniejszych Rosjan, by zrównoważyć niezadowolenie klasy średniej. Jak ujął w przemówieniu podczas kampanii, podatek od luksusu w Rosji będzie "publicznie uznaną formą zapłaty za zrezygnowanie z inwestowania we wzrost na rzecz nadmiernej konsumpcji i próżności".
Retoryka Putina zadziałała i mogła przyczynić się do zwycięstwa, opartego zwłaszcza na biedniejszych regionach kraju. Według badań podatek był najlepiej zapamiętana obietnicą przedwyborczą, o której słyszało 74 proc. Rosjan, a 80 proc. się z nią zgadzało.
>>> Czytaj też: Putin: Korupcja systemowa to największy problem Rosji
Prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz wciąż ma powody do niepewności przed październikowymi wyborami parlamentarnymi. Jego Partia Regionów z poparciem na poziomie 19,5 proc. ustępuje koalicji dwóch opozycyjnych partii Ojczyzny i Frontu Zmian. W efekcie Janukowycz może znaleźć się w sytuacji przymusowej kohabitacji z wrogą legislatywą, która na Ukrainie odgrywa istotniejszą rolę niż w Rosji.
Dlatego Janukowycz bierze na cel bogaczy, proponując własną wersję podatku od luksusu. Wśród Ukraińców pomysł ten jest równie popularny jak u ich wschodnich sąsiadów. 47 proc. Ukraińców popiera tę ideę bezwarunkowo, a kolejne 36 proc. przy założeniu, że jego skutki odczują wyłącznie bogaci, wynika z ankiety RosBusinessConsulting Ukraine.
Po dokonanych deklaracjach, dla urzędników w obu krajach nadszedł czas pracy nad wprowadzeniem obietnic w życie. Odmienne podejścia ukazują różnice pomiędzy zasobną w surowce Rosją a rolniczą Ukrainą, lecz również między politykiem zwycięskim i wciąż walczącym o poparcie.
W Rosji, po zwycięstwie Putina, minister finansów przyjął bardzo łagodną definicję luksusu. Dodatkowy podatek obejmie dopiero nieruchomości o wartości powyżej 300 mln rubli (ok. 10 mln USD) i samochody z silnikami o mocy ponad 300 koni mechanicznych. Nie złagodzi to zbytnio sytuacji kraju, w którym najbogatsze 10 proc. zarabia ponad 16 razy więcej niż najbiedniejsze 10 proc. społeczeństwa.
>>> Zobacz też: Włosi są najbogatszym narodem na świecie
„Ta propozycja daje pewność, że nikt nie zapłaci podatku od luksusu” – skomentowała umiarkowanie lewicowa deputowana Oksana Dmitrijewa. Z kolei blogger odissey_77 zwrócił uwagę, że Porsche Panamera uniknie dodatkowego podatku, ponieważ ma dokładnie 300 koni mechanicznych mocy. Podatkiem od luksusu nie zostanie objęty również dom pod Moskwą z kortem tenisowym, piwnicą na wino, basenem i zagrodą dla pawi, ponieważ kosztuje zaledwie 8 mln dolarów.
„Skoro właściciel tych dóbr może uważać się za przedstawiciela klasy średniej, co z 99 proc. społeczeństwa Rosji, które nie ma nawet jednej setnej tego bogactwa? Do jakiej klasy oni należą?” – pyta blogger.
Zasady naliczania podatku mogą się jeszcze zmienić, ale jest już jasne, że tylko bardzo mała liczba osób w ogóle go zapłaci, a jego wpływ na finanse państwa będzie bliski zera.
Ukraińcy obrali inną metodę, wykorzystując powierzchnię nieruchomości i rozmiar silnika do zdefiniowania luksusu. Wicepremier Siergiej Tigipko wstępnie zasugerował wprowadzenie podatku od apartamentów powyżej 200 m2, domów większych niż 400 m2 i samochodów z silnikiem o pojemności powyżej 3,4 litra. Ukrainie brakuje jednak rosyjskich wpływów z ropy, dlatego potrzebuje podatku, który przyniósłby istotne wpływy do budżetu. Minister finansów obniżył więc progi do 120 m2 dla mieszkań, 250 m2 dla domów i 3 litrów objętości silnika. Dobra o takich parametrach są powszechne i relatywnie niezbyt drogie.
Z tego powodu podatek, który miał zmniejszyć nierówności na Ukrainie, gdzie przychody najbogatszych i najbiedniejszych 10 proc. różnią się 18-krotnie, może w efekcie uderzyć głównie w klasę średnią.
Minister gospodarki i miliarder Petro Poroszenko, zasugerował, by podatek był naliczany od rynkowej wartości nieruchomości, a nie od metrażu. Premier Mykoła Azarow napisał na swoim blogu „oczywiście chcemy opodatkować naprawdę luksusowe przedmioty, takie dobra bez których można żyć.”
>>> Czytaj też: Parafowanie stowarzyszenia UE-Ukraina bez rozgłosu (analiza)
Opracowując nową wersję ustawy podatkowej, ukraińscy biurokraci będą musieli działać ostrożnie. Wyborcy są podejrzliwi. Komentator Witalij Portnikow na swoim blogu wyraził popularny pogląd: „Nie chcę, by ludzie wykorzystywali swoją pozycję by się wzbogacić. Nie chcę też słyszeć marudzenia, że skoro nic nie możemy z tym zrobić to zmuśmy chociaż tych ludzi by zapłacili coś za swoje luksusy. Nie chce tego, ponieważ wiem, że pieniądze z podatków zostaną ukradzione przez innych złodziei. A może nawet przez tych samych.”
Rosjanie mają powody, by wygłaszać podobne uwagi, ale nie ma to większego sensu. Putin objął fotel prezydencki na kolejne sześć lat i może dowolnie wybrać sposób w jaki dotrzyma swoich obietnic. Janukowyczowi, sprawa podatku od luksusu wciąż może przynieść więcej szkody niż pożytku.