Prawdopodobne, według sondaży, zwycięstwo Francoise Hollande’a w wyborach prezydenckich we Francji oraz upadek rządu Marka Ruttego w Holandii mogą ostatecznie przesądzić o tym, że Unia Europejska w walce z kryzysem odejdzie od strategii bezwzględnego i jak najszybszego cięcia deficytów budżetowych.
Socjalista Hollande potwierdził wczoraj swoją zapowiedź, że jeśli 6 maja zostanie prezydentem, nie ratyfikuje unijnego paktu fiskalnego w obecnej formie. Zamiast tego wyśle do pozostałych przywódców UE list z propozycją paktu dla wzrostu, który – zgodnie z tym, co mówi w kampanii – będzie nawoływał do stymulowania gospodarki.
Bez Francji, drugiej co do wielkości gospodarki strefy euro, oraz bez Holandii, która obok Niemiec najmocniej nawoływała do stabilizacji finansów, pakt jest praktycznie martwy. Zresztą już w tej chwili jest niemal pewne, że tempo wprowadzania oszczędności zostanie spowolnione.
Reklama
W 2009 r. unijny przywódcy ustalili, że do końca 2013 r. większość państw – z wyjątkiem tak skrajnych przypadków jak Grecja – zejdzie z deficytem poniżej 3 proc. PKB. Ale kilkoro z tych przywódców już zostało odsuniętych od władzy – albo przez wyborców, albo przez kryzys. Stanowiska stracili m.in. premierzy wszystkich pięciu najbardziej zadłużonych krajów strefy euro, czyli Grecji, Irlandii, Portugalii, Włoch i Hiszpanii. A w miniony weekend do dymisji podał się prowadzący politykę oszczędnościową czeski rząd Petera Neczasa i rozpadł się – z powodu rozbieżności co do planu cięcia deficytu – rząd Holandii. W Hiszpanii wprawdzie socjalistę Jose Luisa Zapatero zastąpił zapowiadający zbilansowanie budżetu Mariano Rajoy, ale już zdążył zwrócić się do Brukseli o wydłużenie okresu, w którym ten cel ma zostać osiągnięty. Komisja Europejska wydała na to zgodę, podobnie jak później przyjęła podobną zapowiedź ze strony nowego premiera Włoch Mario Montiego.
Jednym państwem, które jak na razie konsekwentnie trzyma się strategii oszczędnościowej i odrzuca wszelkie pomysły wychodzenia z kryzysu poprzez stymulowanie gospodarki, jest pozostająca poza paktem fiskalnym Wielka Brytania. Jej minister finansów George Osborne ma jednak coraz mniej argumentów na obronę swojej polityki. Wczoraj oficjalnie podano, że kraj po raz drugi od początku kryzysu wpadł w recesję – w pierwszym kwartale tego roku brytyjska gospodarka skurczyła się o 0,2 proc. (w ostatnich trzech miesiącach 2011 r. spadek PKB wyniósł 0,3 proc.).
Zdaniem analityków mimo sprzeciwu Niemiec na najbliższym szczycie Unii Europejskiej w czerwcu najprawdopodobniej pojawi się jakaś forma paktu na rzecz wzrostu. – Nawet jeśli nie będzie to szczegółowy plan, to na szczycie jakaś inicjatywa będzie na pewno – mówi Andre Sapir z Instytutu Bruegla z Brukseli.
Wychodzenie z kryzysu w ten sposób nie będzie jednak korzystne dla Polski i innych krajów nowej Unii. Niemcy i inni najwięksi płatnicy do unijnego budżetu nie chcą już składać się na kolejne bailouty czy plany pomocowe z własnych budżetów. Chętnie na pakt dla wzrostu przeznaczyliby część pieniędzy z unijnych funduszy na rzecz spójności, z których korzystają kraje z naszej części Europy.
Na dodatek będzie do tego dobra okazja, jaką są negocjacje nad budżetem na nową perspektywę finansową w latach 2014 – 2020.