Jesteśmy jak gwiazdy rocka. Kasa, sława, podróże po świecie i groupies – opowiada ze śmiechem Liv Boeree, jedna z najbardziej znanych pokerzystek świata. Tak jednak żyje tylko drobna część sportowych graczy. Dla większości karty to praca jak każda inna. I choć adrenalina, spore wygrane i turnieje w egzotycznych miejscach są pociągające, to najważniejsze, by w wygrać więcej, niż się przegrało.
– Widzisz tego blondyna w niebieskiej bluzie z różowymi rękawami? – pyta Justyna, która dla międzynarodowego serwisu PokerStars.com robi wywiady z graczami, a więc zna prawie wszystkich liczących się pokerzystów. – To Victor Blom. Objawienie sprzed dwóch lat. Najpierw grał tylko w internecie pod pseudonimem, wygrywał ogromne sumy i równie dużo przegrywał. Był ostry i cały pokerowy świat zastanawiał się, kim jest. Teraz gra też na żywo, ale wciąż budzi sensację – dodaje.
Przeciskamy się między ciasno ustawionymi stolikami w berlińskim hotelu Hyatt, gdzie trwają finały European Poker Tour, największego turnieju pokerowego w tej części świata. Choć stoły ustawiono tak ściśle, że miejsca wystarcza jedynie, by mogli przejść sędziowie, dziennikarze czy sprzedawcy napojów, to i tak nie wszyscy zawodnicy zmieścili się w tej sali. Część gra w mniejszej. – Niedługo będzie luźniej, bo połowa z ponad siedmiuset graczy, którzy wystartowali, odpadnie jeszcze dziś – przewiduje Justyna. Ale na razie jest tłoczno. – Ta blondynka tyłem do nas to Fatima Moreira de Melo. Holenderka, medalistka olimpijska w hokeju na trawie, ale w pokerze też nie najgorzej daje sobie radę. W drugiej części sali jest Boris Becker. Ale on jest bardziej celebrytą niż mocnym pokerzystą, siedzi zresztą przy jednym stoliku z najsłynniejszym polskim graczem „Góralem”, czyli Marcinem Horeckim. – Justyna raz po raz wskazuje znanego zawodnika.
Choć w pokera grają dziesiątki milionów ludzi, a setki tysięcy na pokerze mniej lub więcej zarabiają, środowisko zawodowych graczy nie jest duże. Kilkaset, może kilka tysięcy osób, nawet jeżeli nie zna się bezpośrednio, doskonale wie, kto jest kim, jakie miał wyniki, jak gra w sieci, a jak na żywo. Nic tak nie pomaga w grze jak dogłębne poznanie przeciwnika.
Reklama

Matematyka, logika, psychologia

Zawodnicy trochę odruchowo, trochę dla rozładowania stresu przerzucają palcami plastikowe żetony. Kilkaset osób robiących to w tym samym czasie wywołuje miarowy hałas. Ponad nim unoszą się krótkie komendy wypowiadane przez krupierów, komentarze sędziów, czasem rozmowy. Gracze odzywają się jednak sporadycznie. Część siedzi w ciemnych okularach przeciwsłonecznych czy kapturach. Część w tym samym czasie słucha muzyki, czyta gazety albo książki. Ale to tylko pozór. W rzeczywistości każde rozdanie jest pilnie śledzone i na bieżąco analizowane przez wszystkich przy stoliku. Jakie karty mogły zostać rozdane, jak konkurenci na nie zareagowali – zmrużyli oczy, przeczesali ręką włosy, a może bardziej nerwowo podrzucili żeton.
– Matematyka, rachunek prawdopodobieństwa przy rozdawaniu kart, szybkie szacowanie, co mam, jakie są moje szanse w porównaniu z resztą graczy. To wszystko się liczy. Bez logiki, umiejętności przeliczenia kart czy odczytania ruchów przeciwników nie ma mowy o tym, by wygrywać. Oczywiście element losowy – to, czy ma się dobrą rękę – też jest ważny. Ale dzięki łutowi szczęścia może się udać raz czy drugi. To za mało, by regularnie zwyciężać – tłumaczy Marcin „Góral” Horecki. Były reprezentant Polski w narciarstwie alpejskim, a z wykształcenia ekonomista, sześć lat temu porzucił karierę doradcy finansowego w międzynarodowej firmie konsultingowej i zamienił biurko na stolik pokerowy. Wcześniej przeliczył, czy jest w stanie utrzymać z gry nie tylko siebie, lecz także rodzinę, czy to, co wyda na wpisowe w turniejach (nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych), na podróże i hotele, zwróci mu się z wygranych. Okazuje się, że z pokera da się żyć. – Moje wyliczenia sprawdzają się. Raz mam rok gorszy, raz lepszy, ale wychodzę na plus i jestem w stanie zapewnić mojej rodzinie dostatek – mówi „Góral”.
Słowom Górala, że w pokerze szczęście nie wystarczy, przytakuje śliczna 27-latka z Wielkiej Brytanii Liv Boeree. – Jak inaczej wytłumaczyć to, że są gracze, którzy wygrywają raz za razem? Nie ma mowy, by komuś udawało się przypadkiem – opowiada. Sama zwycięża na tyle często, że na koncie ma już blisko 2 mln dol. z wygranych w światowej klasy turniejach. – Pomaga mi trochę to, że skończyłam astrofizykę. Ale do pokera trafiłam przypadkowo. W 2005 r. występowałam w reality show, w którym kilku zawodowców uczyło amatorów zupełnie obcych im rzeczy. Trafiłam na pokera sportowego i złapałam bakcyla – śmieje się. Najlepszy wynik uzyskała w San Remo, gdzie pokonała 1240 graczy i wygrała prawie 1,7 mln dol.
Wśród zwycięzców największych turniejów pojawia się kilkanaście, może kilkadziesiąt nazwisk. I tak w Berlinie 712 tys. euro zdobył Belg Davidi Kitai. Podobne sukcesy zaliczył już kilka razy. W 2008 r. podczas jednego z turniejów z cyklu World Series of Poker wygrał 244 tys. dol., w 2009 r. był czwarty w World Championship Pot Limit Hold’em i zgarnął 183 tys. dol., a w 2011 r. dzięki wygranej w WPT Celebrity Invitational zarobił kolejne 100 tys. dol. Łącznie do tej pory podczas turniejów zarobił ponad 2,7 mln dol.
To nie znaczy, że szansę na wygraną mają tylko wyjadacze. – Wręcz przeciwnie, można być utytułowanym graczem i odpaść bardzo szybko, bo ma się słabą rękę i jeszcze trafi się na mocny stolik. A wtedy doświadczenie, opanowanie i analityczny umysł nie pomogą – mówi „Góral”. I rzeczywiście tak on, jak i Liv w Berlinie odpadli już pierwszego dnia. Z drugiej strony można grać amatorsko, nie mieć doświadczenia z turniejami i zajść wysoko. W European Poker Tour do finałowej ósemki weszli Pratyush Buddiga – młody Amerykanin, który zadebiutował w finałach w turnieju live, i Brytyjczyk Marc Wright, na co dzień menedżer jednego z supermarketów na Wyspach, który też pierwszy raz grał w tak dużym turnieju.

Z sieci na salony

Przykładem zawodnika, który udowadania, że poker – jak każdy sport – to kwestia treningu, jest 30-letni Francuz Bertrand Grospellier, szerzej znany jako ElkY. Zanim został pokerzystą, był pro-gamerem, czyli zawodowym graczem w gry wideo. Tak bardzo zależało mu na osiągnięciu sukcesu, że jako 19-latek przeprowadził się do Korei Południowej, żeby mierzyć się z najlepszymi. Szybko przyniosło to efekty i podczas zawodów World Cyber Games w 2001 r. zdobył tytuł wicemistrza świata w StarCraft. Po kilku latach gry strategiczne zamienił na planowanie ruchów w pokerze. W onlinowych rozgrywkach w serwisie PokerStars szybko zdobył pozycję porównywalną z tą w świecie gier komputerowych. Wkrótce zaczął też wygrywać na żywo. Do dziś zarobił na pokerze 7 mln dol. – Ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć – odpowiada zapytany, jak się to robi. – Ci, którzy zaczynają w internecie, mają tę przewagę, że rozrywają kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt rozdań w tym samym czasie. Mogą więc przećwiczyć ogromną rozpiętość potencjalnych układów kart – opowiada ElkY.
Właśnie tak często wygląda kariera pokerzystów nowego typu. Setki godzin czytania fachowej literatury, analiz rozdań innych graczy i noce spędzane na rozgrywaniu turniejów online. Wymarzone zajęcie dla młodych. Dlatego wśród e-pokerzystów jest tak wielu uczniów, studentów i absolwentów kierunków ścisłych, choć nie tylko. Coraz więcej z nich przebija się do rozgrywek na żywo. – Jedna trzecia zakwalifikowała się z internetu, kilka lat temu było ich o połowę mniej – potwierdza Justyna z PokerStars.com. W sieci trenowali też dwaj młodzi Polacy, którym udało się dostać do finałów EPT. – Psychologia się przydaje. Pozwala zachować zimny umysł – mówi 26-letni Tomek, student tego kierunku. O tym, że już zawodowo gra w pokera, nie wiedzą nawet znajomi z uczelni. Podczas gry jest tak skupiony, że rozdawane przez krupiera karty ogląda niedbale, właściwie nie widać, kiedy je odkrywa. Wystudiowany spokój opada jednak, gdy podczas przerwy pytam, jak mu idzie. Nie ukrywa emocji: – Miażdżę. Mam już prawie sto tysięcy, cała reszta przy stole jest słabiutka.
Na pełnoletniego nie wygląda Juan Antonio Morales, licealista z jednego z podkarpackich miasteczek. W szkole domyślają się, że gra – wyjeżdża tak często, że zawalił rok nauki. Ale nie mają chyba pojęcia, że gra tak dobrze – ma na koncie już blisko 300 tys. euro i staje się coraz bardziej rozpoznawalny.
Obaj wprawdzie nie dotarli do finałów, ale Tomek, który zajął 105. miejsce, wygrał 7,5 tys. euro. Udało mu się to, co w zawodowym pokerze najważniejsze – zarobił.