Komisja Europejska, tak jak politycy niemieccy, swą decyzję, by nie brać udziału w wydarzeniach związanych z rozpoczynającymi się w czerwcu mistrzostwami Euro 2012 uzasadniają sytuacją polityczną na Ukrainie. Chcą tym gestem zaprotestować zwłaszcza przeciwko skazaniu na siedem lat więzienia rywalki prezydenta Wiktora Janukowycza - byłej premier Juli Tymoszenko, która prowadzi w więzieniu strajk głodowy.

Choć jej los jest przedmiotem zgodnej krytyki w Brukseli, to bojkot Euro 2012 na Ukrainie, do którego przystępuje coraz więcej państw i polityków UE, wzbudza sprzeciw części analityków i dyplomatów. Argumentują oni, że pogorszy to i tak złe stosunki Unii z Ukrainą; stworzy też negatywny obraz Unii wśród zwykłych mieszkańców Ukrainy i - co najgorsze - wepchnie ten kraj w sferę wpływów Rosji.

"Nie uważam, by należało akceptować to co dzieje się z panią Tymoszenko. Ale podejście Unii do Euro 2012 jest nadmiernie twarde i do niczego dobrego nie doprowadzi - powiedziała PAP w piątek ekspertka ds. Ukrainy z brukselskiego think tanku European Policy Center Amanda Paul. - Być może to próba ukarania liderów Ukrainy, ale w efekcie ukarzą całe społeczeństwo ukraińskie, które od lat czeka na te mistrzostwa i przygotowuje się do nich".

Zdaniem eksperta European Council on Foreign Relations Nicu Popescu być może zamiast zostawać w domu, jak szef KE Jose Barroso czy kanclerz Niemiec Angela Merkel, rozwiązaniem byłoby pojechanie na Ukrainę na Euro 2012 i "zepsucie imprezy odwiedzeniem Tymoszenko w więzieniu".

Reklama

Zdaniem Amandy Paul realna jest groźba, że w efekcie bojkotu Euro 2012 Ukraina będzie się oddalać od UE. "Czy to chcą osiągnąć politycy UE? Czy naprawdę chcą odepchnąć Ukrainę od Unii? Bo teraz tak to właśnie wygląda" - powiedziała, wskazując, że jeśli UE nie zmieni podejścia, Ukrainie pozostanie pogłębiona współpraca z Rosją.

To zdanie podziela ekspert brukselskiego ośrodka Center for European Policy Studies Michael Emerson. "Teraz, gdy UE i Ukraina parafowały umowę o stowarzyszeniu, UE powinna bez zwłoki ją podpisać i powstrzymać się od nakładania jakichkolwiek politycznych warunków" - powiedział. Emerson wskazuje, że chodzi o uprzedzanie działań prezydenta Rosji Władimira Putina, którego ambicją jest "reintegracja postsowieckiej przestrzeni".

Mało kto oczekuje, że prezydent Janukowycz ulegnie pod presją UE i uwolni Tymoszenko. To byłoby dla niego okazaniem słabości przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi - wskazał dyplomata unijny w rozmowie z PAP. Ukraiński wicepremier Wałerij Choroszkowski mówił kilka dni temu w Brukseli, że jego rząd nie zgadza się, by Ukraina "była zakładnikiem kwestii Tymoszenko", ani by tak duży europejski kraj był traktowany "jak chłopiec do bicia".

Stosunki UE z Ukrainą oziębiły się, od kiedy Janukowycz został prezydentem (w lutym 2010 r.). Określany od czasu pomarańczowej rewolucji z 2004 roku jako "człowiek Moskwy", nowy prezydent zapewniał rozmówców w UE, że integracja europejska jest priorytetem Ukrainy. "Ale już jego pierwsze inicjatywy w polityce zagranicznej pokazywały inną rzeczywistość" - ocenia francuski politolog Emmanuelle Armandon, wskazując m.in. na porozumienie z kwietnia 2010 roku w sprawie obniżenia o 30 proc. cen rosyjskiego gazu w zamian za przedłużenie zgody na stacjonowanie floty rosyjskiej na Krymie i rezygnację Kijowa ze starań o wejście do NATO.

Ale dopiero skazanie w ubiegłym roku Tymoszenko - zdaniem UE umotywowane politycznie - dramatycznie pogorszyło stosunki UE-Ukraina. W październiku odwołano wizytę Janukowycza w Brukseli, przekładając ją na "późniejszą", nieokreśloną datę, a negocjowana przez pięć lat umowa stowarzyszeniowa UE-Ukraina, obejmująca pogłębione porozumienie o wolnym handlu, została w marcu jedynie parafowana. Jej podpisanie i ratyfikację strona unijna uzależniła od rozwoju sytuacji w sprawie Tymoszenko.

Moskwa, której zależy na utrzymaniu Ukrainy w swej sferze wpływów i która namawia przywódców Ukrainy do zawarcia umowy celnej z Rosją Kazachstanem i Białorusią, może być z ewolucji stosunków UE-Ukraina tylko zadowolona. "Nie twierdzę, że intencją tych w UE, którzy wzywają do bojkotu Euro 2012, jest działanie na rzecz interesów Rosji, ale niestety taki może być skutek - powiedział dyplomata z nowego kraju UE. - Jeśli nie będzie jakiegoś zwrotu, to umowa stowarzyszeniowa zostanie odłożona, a to oznacza, że na długie lata Ukraina straci szanse w UE".

To z kolei może być bardzo na rękę tym krajom w UE, które nie chcą słyszeć o dalszym rozszerzeniu Unii, z Francją czy Holandią na czele. Chcą by Ukraina, tak jak Turcja została "odłożona na półkę", jak mówi się o zamrożonych negocjacjach akcesyjnych z Ankarą. Kraje UE są bardzo podzielone w kwestii europejskich aspiracji Ukrainy, które od lat konsekwentnie wspiera Polska. Ale inne, zwłaszcza stare kraje UE, odmawiają Ukrainie choćby cienia obietnicy, że kiedyś wejdzie do Unii i nie zgodziły się na jasny zapis w umowie stowarzyszeniowej o europejskich aspiracjach Ukrainy.

Najbardziej złożona jest ukraińska polityka Niemiec, gdzie rozpoczęły się apele o bojkot Euro 2012. Nikt nie zakwestionował dobrych intencji prezydenta RFN Joachima Gaucka, który po doniesieniach o użyciu wobec Tymoszenko siły już w ubiegłym tygodniu poinformował, że nie weźmie udziału w planowanym na połowę maja spotkaniu prezydentów krajów środkowoeuropejskich w Jałcie na Krymie. Dyplomaci wskazują też na zażyłe, wręcz przyjacielskie stosunki Tymoszenko z kanclerz Angelą Merkel. "W końcu (Merkel) powiedziała dość i naciska na władze ukraińskie, by uwolniły Tymoszenko korzystając z okazji, jaką daje Euro 2012" - ocenia jeden z dyplomatów. Z drugiej strony nie jest tajemnicą, że dla Niemców to Rosja jest zdecydowanie ważniejszym partnerem handlowym niż Ukraina.

Apele o bojkot Euro 2012 na Ukrainie skrytykował jako nieadekwatne do sytuacji prezydent Bronisław Komorowski. Wśród polskich dyplomatów w Brukseli największe zdziwienie wzbudziła decyzja KE. Jose Barroso nie przyłączył się np. do apeli Parlamentu Europejskiego, by nie organizować mistrzostw hokejowych na Białorusi w 2014 roku, mimo że panuje zgodność co do tego, że sytuacja w dziedzinie praw człowieka na Białorusi jest nieporównywalnie gorsza niż na Ukrainie. Ponadto niesmak wzbudziło to, że KE ogłosiła swe stanowisko w dniu, kiedy przewodniczący Barroso spotykał się z wicepremierem Chin w Brukseli.

Zdaniem Amandy Paul zachowanie UE dowodzi, że Unia nie ma strategii wobec Ukrainy, utrzymując od lat "politykę ani otwartych, ani zamkniętych drzwi". "To zaczyna wyglądać jak dialog głuchych" - ocenia. "Ukraina jest teraz w kluczowym momencie przed wyborami i UE powinna naciskać na dalsze reformy i demokratyzację, a nie tylko mówić o bojkocie mistrzostw, które nie mają nic wspólnego z relacjami UE-Ukraina".