Efektem było niskie otwarcie europejskiej sesji, z którego popyt w kolejnych godzinach systematycznie się podnosił. "Pomimo sporego podejścia i wyciągania w ten sposób indeksów w Niemczech, czy Francji z nowych minimów aktualnego ruchu spadkowego, potencjalne kłopoty nie zostały jeszcze zażegnane.

WIG 20 na otwarciu we wtorek spadł o 0,52 proc. i wyniósł 2205,94 pkt.

Brytyjski indeks FTSE 100 spadł o 0,05 proc., francuski CAC 40 zjechał w dół o 1,1 proc. a niemiecki DAX stracił 0,32 proc.

W krótkim terminie wczorajsze minima, także i na naszym parkiecie, pełniły będą ważną rolę i w interesie strony popytowej leży to, aby udało się je utrzymać. Ich utrata oznaczałaby być może dopiero początek kłopotów" - powiedział analityk BDM, Tomasz Gessner.

Reklama

W jego ocenie warto również wspomnieć o tym, co działo się za oceanem, a działo się niewiele, poza wahaniami o niezbyt dużej zmienności (w porównaniu do Eurolandu) w okolicach zbliżonych do poziomu odniesienia. I w tym właśnie problem. Amerykańskie indeksy są również po nieco mocniejszym cofnięciu z jednej strony, a z drugiej znajdują się niewiele powyżej istotnych wsparć (kwietniowych minimów).

"Taki brak poważniejszego odreagowania po bardzo słabej, piątkowej sesji tuż nas wsparciem niezbyt dobrze świadczy o możliwościach strony popytowej i trzeba się liczyć z tym, że równie dobrze techniczny impuls podażowy może pojawić się tym razem zza oceanu" - dodał analityk.

Pomimo więc całkiem solidnego odbicia z wczorajszych minimów na naszym parkiecie i w Eurolandzie, do bardziej trwałego odsunięcia kłopotów potrzebne będzie jeszcze potwierdzenie. "Jeśli rynki zaczęłyby się niebawem ponownie kierować w stronę wczorajszych minimów, kłopoty mogą się dopiero zacząć" - podsumował Gessner.

W poniedziałek na zamknięciu WIG20 wyniósł 2.217,40 pkt., co oznacza wzrost o 0,33 proc. WIG wzrósł o 0,06 proc. do 39.910,14 pkt. Obroty wyniosły ponad 390 mln zł.