Bójki kiboli, zablokowane przejazdy, a do tego choroby weneryczne... Polacy nie przestają narzekać i wciąż wyrażają obawy o Euro. Zdaniem psychologów to impreza, z której bezkarnie możemy się cieszyć: uczestniczyć w zabawie i po prostu korzystać z tego, że takie wydarzenie jest u nas.
Boimy się wypadków? Z danych, które pochodzą od Niemców i Austriaków, gdzie były organizowane ostatnie mistrzostwa piłkarskie, z przyjezdnych do szpitala trafiło zaledwie kilka osób. Największe szkody wywołały wcale nie rozgrywki piłkarskie, lecz nawałnica, która przeszła nad Wiedniem. – Z powodów atmosferycznych kilka osób zostało poturbowanych – mówi Jarosław Maroszek, koordynator ds. opieki medycznej.
Narzekamy na niedokończone autostrady? – Nawet jeżeli nie wszystko poszło z planem, to gdyby nie Euro w Polsce, na te tysiąc kilometrów autostrad i dróg ekspresowych czekalibyśmy kolejne kilka lat – mówi prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny.
Zamieszki kibiców? To akurat coś, czego możemy obawiać się najbardziej. Historyk prof. Antoni Dudek nie ukrywa, że mecz Polska – Rosja na pewno zostanie potraktowany jako namiastka sportowej rywalizacji, a na piłkarzach spocznie walka o wygranie politycznych sporów. – Igrzyska sportowe od zawsze były odbiciem sporów politycznych, choćby słynny przykład wojny futbolowej między Hondurasem a Salwadorem – mówi Dudek. Jednak organizatorzy są spokojni o kibiców, którzy odwiedzą nas za dwa dni. – To zupełnie inny rodzaj kibiców niż ci, którzy jeżdżą za drużynami ligowymi. Będą rodziny z dziećmi, osoby o zasobnych portfelach, a nawet ci, którzy na co dzień nie interesują się piłką nożną – mówi Andrzej Cudak, dyrektor sekretariatu ds. Euro 2012 w Warszawie. Jego zdaniem dobra jest też atmosfera wokół polskiej reprezentacji. – W końcu oczekujemy sukcesu i chcemy w nim uczestniczyć – mówi Cudak.
Reklama
Fakt, w trakcie poprzednich mistrzostw dochodziło do ekscesów. Podczas Euro 2008 w Klagenfurcie policja aresztowała 140 niemieckich kibiców skandujących antypolskie hasła. Ale na tle całej imprezy, organizowanej przez dwa kraje (Szwajcaria i Austria), jest to nic nieznaczący incydent. Śledząc medialną dyskusję, można odnieść wrażenie, że największym zagrożeniem dla Euro mogą być koszulki rosyjskich kibiców albo transparenty osób obchodzących miesięcznice katastrofy smoleńskiej.
Jednak eksperci mówią zgodnie: po raz pierwszy od dawna zostaliśmy zmuszeni do wspólnego działania, a tym napędem jest pozytywne wydarzenie, a nie przeżycia martyrologiczne. – Bat w postaci Euro nas zintegrował, dostaliśmy szansę, by wyjść z gombrowiczowskiego grajdoła, czyli dokonania cywilizacyjnego skoku – mówi Piotr Sokołowski, psycholog społeczny z UW. I dodaje, że skok już uczyniliśmy. Jego zdaniem większości, nawet jeżeli nie są fanami, udziela się atmosfera podekscytowania. Nawet dzieci z przedszkoli nucą łatwo wpadające w ucho „koko, koko”. Przez moment Polska stanie się tyglem kulturowym – przez nasz kraj przewinie się kilkaset tysięcy osób. – Przed nimi będziemy chcieli się pochwalić i to nas dodatkowo zjednoczy. Przez moment przestaniemy się zastanawiać nad problemami i kompleksami – mówi Sokołowski.
Czapiński dodaje, że bilans – biorąc pod uwagę ekonomiczne, ale też społeczne aspekty – jeżeli nie będzie dodatni, to najwyżej się wyzeruje: wygraliśmy już samym faktem, że to u nas są rozgrywki – z tego jesteśmy dumni. I tylko tymi, którzy psują atmosferę, są paradoksalnie sami politycy – a to niefortunne wypowiedzi ministra sportu o wyprowadzce rosyjskich kibiców z Bristolu, a to ambasadora RP w Rosji Jarosława Książka, który zaapelował, by podczas pobytu w Polsce rosyjscy kibice nie eksponowali symboli Związku Radzieckiego. – Są niepewni wyników meczy – usprawiedliwia polityków Czapiński. Bo gdyby polska drużyna chociażby wyszła z grupy, wiedzą, że wiele im zostanie wybaczone. Nawet może i emerytury.