Moje relacje z samą/samym sobą – skomplikowane i bogate w wiele doświadczeń, ale oczywiście w zasadzie idealne. Kto nie zmienił partnera, kto nie ma mamusi, kto nie przeżył dramatu, ale wyszedł z tego, otrzepał się i jest jako nowy, a nawet lepszy, ten się nie liczy. Wiem, że nie ma z czego szydzić. Wiem, że widocznie są ludzie, którzy lubią te bzdury czytać i wiem także, iż absolutnie wszystko jest nieprawdą. Nic mi to nie przeszkadza. Czytać nie muszę.

Jednak pisma tego rodzaju, ludzie tego rodzaju, wypowiedzi tego rodzaju i opisy tego rodzaju mają charakter wzorcotwórczy. Co najmniej od 1968 roku na Zachodzie mamy do czynienia ze zjawiskiem, które określa się mianem umasowienia narcyzmu. Narcyzm współczesny, tak jak mitologiczny, polega na miłości do własnego odbicia, na przymusie takiej miłości. W kulturze europejskiej narcyzm występował zawsze i zawsze narcyzów było niewielu, funkcjonowali gdzieś na marginesie kultury, chociaż czasem tworzyli całkiem ważne dzieła artystyczne. Narcyzem z narcyzów jest Dorian Gray z powieści Oscara Wilde’a, ale czy ktoś to w naszych czasach czyta?

Otóż w 1968 roku pojawiło się razem z kulturą masową zjawisko umasowienia narcyzmu. Młodzież, która słusznie zaprotestowała przeciwko beznadziejnej nudzie zorganizowanego do przesady życia, zarazem zachwyciła się sama sobą i nabrała przekonania, że jest nadzwyczajna i przysługują jej szczególne uprawnienia. Stąd komuny, hippisi, dzieci kwiaty i wszystkie te zjawiska niebywałego i rozpasanego narcyzmu. Jednak z dzisiejszej perspektywy narcyzm masowy z tamtych lat wydaje się niewinny, a nawet rozkoszny, chociaż był to ważny i krytyczny moment w historii kultury europejskiej. Po 1968 roku już nic nie jest takie samo, gdyż wszystko jest autentyczne, spontaniczne, tożsamościowe. Bez względu na słuszne słowa krytyki pod adresem Pokolenia ’68 było to intelektualnie twórcze, chociaż niosło ze sobą wirusy śmiertelnej choroby naszej kultury.

Jednak narcyzm umasowiony tak, że trafił pod strzechy narcyzm z niższej półki to zaraza znacznie groźniejsza, chociaż jak się przegląda wspomniane powyżej kolorowe pisemka, wydaje się, że to tylko głupstwa. Tak wszakże nie jest, ponieważ tysiące, setki tysięcy, które te głupstwa narcystyczne czytają i oglądają, uczą się podobnych zachowań, podobnych obyczajów, podobnych niby-myśli. Innymi słowy, uczą się skupienia na samym sobie i na swoim marnym życiu wewnętrznym, właściwie domniemanym życiu wewnętrznym. A ponieważ miłość do samego siebie, troska o samego siebie, myślenie o samym sobie, zajmowanie się samym sobą i podziw dla samego siebie – są najważniejszym przesłaniem kultury umasowionego narcyzmu, to coraz większa liczba ludzi zajmuje się samymi sobą, a nie zajmuje się innymi.

Nie mam najmniejszego zamiaru domagać się od ludzi poświęcenia dla innych, czy innych zachowań tego rodzaju zarezerwowanych w kulturze dla osób wyjątkowych. Jednak ważną i – jak można sądzić – niezbywalną cechą naszego życia, naszego obyczaju, naszej wspólnoty była i jest minimalna troska o innych, troska nawet interesowna, bo polegająca na uzasadnionej nadziei, że jak my zajmiemy się innymi, to oni się nam kiedyś zrewanżują. W rodzinie solidarność pokoleń polega nie tylko na miłości (wielce ulotnej), ale także na pewności, że kiedyś otrzymamy zwrot naszych nakładów. Bez tej pewności wszelkie nakłady stają się bezinteresowne, a nie bardzo chce mi się wierzyć w masową bezinteresowność. Z tej sytuacji nie ma prostego wyjścia. Im bardziej matka czy ojciec zajmują się sobą, tym mniej zajmują się dziećmi. Naturalnie wykonują na ogół wysiłki obowiązkowe (wydatki na edukację i na elektroniczne gadżety), ale czynią to bez myśli i bez uczucia, skoro myśl i uczucie każde z nich mają skierowane tylko ku sobie samemu.