Bo cóż się okazuje? Resort edukacji, który do tej pory na pytanie „czy będą zmiany w Karcie nauczyciela?” odpowiadał twardo „nie”, teraz się uelastycznił, zapraszając nauczycielskie związki zawodowe i samorządy do stołu negocjacyjnego. Sam na ten stół nie kładzie żadnych konkretnych propozycji, ale za chwilę pojawi się tam oferta samorządowców. Im najbardziej zależy na wypracowaniu nowych warunków zatrudniania, wynagradzania i zwalniania nauczycieli, bo to oni prowadzą placówki oświatowe i to ich budżety cierpią z powodu sztywnych przepisów.
Lista życzeń jest długa: od zwiększenia pensum poprzez modyfikację urlopów zdrowotnych po odejście od wyrównywania pensji. Dziś trudno przewidzieć, co z tego zostanie. Zwłaszcza że związkowcy nie palą się do ustępstw, choć deklarują, że do rozmów usiądą. O ile etap zmian w Karcie nauczyciela jest bardzo wstępny (w końcu nawet nie ma żadnych oficjalnych propozycji na piśmie ani ewentualnego terminu rozpoczęcia negocjacji), o tyle więcej się dzieje w służbie cywilnej. Tu prace nad nowymi regułami płacowymi rząd już rozpoczął. I wygląda na to, że chce skończyć z płaceniem bez względu na wyniki pracy.
Zamierza postawić na dodatki motywujące do efektywnego działania, likwidując jednocześnie elementy stałe, które należą się każdemu, kto ma odpowiedni staż, i nie ma przy tym znaczenia, w jaki sposób wykonuje swoje obowiązki. Nie pozostaje nic innego jak przyklasnąć takiemu pomysłowi. I czekać, kiedy ujrzy światło dzienne. Służba cywilna i nauczyciele to początek. Są jeszcze urzędnicy państwowi czy pracownicy samorządowi, których zasady wynagradzania są zbliżone, jak to w całej budżetówce. Czy tu też wkroczy elastyczność płacenia, premiująca pracowitość, rzetelność i wydajność? Na pewno powinna.