Wyniki kontroli ciężarówek przeprowadzonej kilka dni temu przez inspektorów drogowych w woj. dolnośląskim są szokujące – spośród 43 skontrolowanych na trasie A4 pojazdów 31 było niesprawnych technicznie.
Auta ciężarowe w złym stanie to nie tylko polski problem. Także w krajach zachodnich często dochodzi do wypadków, za którymi stoją niesprawne hamulce czy zużyte opony w tirach. Jako że żadne państwo nie poradziło sobie z rozwiązaniem tego problemu, sprawę kompleksowo postanowiła załatwić Bruksela. Na mocy wydanych przez Parlament Europejski trzech rozporządzeń zwanych „pakietem transportowym” każde państwo UE musi stworzyć elektroniczny rejestr przedsiębiorców transportu drogowego, do którego dostęp będą miały także inne państwa członkowskie. Nasz rejestr, który ma zacząć działać od 2013 r., nadzorować będzie Główny Inspektorat Transportu Drogowego (GITD). Dostęp do niego będą miały także ABW, straż graniczna i wojewódzcy komendanci policji.
Oprócz informacji typu nazwa i adres firmy, najważniejszym elementem rejestru będzie wykaz naruszeń, jakich się dopuści. To będzie rzutowało – jak ujął to PE w rozporządzeniu 1071/2009 – „na dobrą reputację firmy”. A jak właściwej reputacji nie będzie, firma straci licencję na przewóz towarów.
Co dokładnie może podważyć dobre imię przewoźnika? Ustawodawca wyjaśnia – wyroki skazujące lub sankcje za naruszenie przepisów krajowych, np. związanych z czasem pracy kierowców, ich kwalifikacji czy wymogów bezpieczeństwa. Dzięki rejestrowi o wszystkim niemal od razu będą wiedzieć służby w pozostałych państwach UE.
Reklama
Dostęp do czarnej listy zyskają organy wydające zezwolenia na wykonywanie zawodu przewoźnika drogowego, np. starostwa, które mają oceniać reputację polskich firm transportowych i podejmować decyzje w sprawie cofnięcia licencji lub niewydania nowej. To jednak budzi protesty części środowiska transportowego. – Pod dobrą reputację można podciągnąć wszystko, a różne instytucje mogą wystawić mi różną opinię na podstawie innych kryteriów. Jesteśmy szykanowani i lustrowani na wszystkie możliwe sposoby, a firmy transportowe są w coraz gorszej sytuacji finansowej – żali się Artur Kamiński ze Stowarzyszenia Prywatnych Przewoźników Międzynarodowych.
Ale już zdaniem Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego elektroniczna baza pomoże wyeliminować z rynku nieuczciwe firmy i zwykłych oszustów, którzy przejmują zlecenia, a potem rozpływają się wraz z ładunkiem.
Na pewno najmniej zadowolone z nowych przepisów będą samorządy. Rząd szacuje, że z ok. 400 urzędów, w których są wydziały wydające uprawnienia przewozowe, w co drugim trzeba będzie zatrudnić specjalistę od obsługi rejestru – w skali kraju ok. 200 osób. Koszty pokryć będą musiały oczywiście same samorządy.
Z danych GITD wynika, że branża ma wciąż sporo za uszami. W okresie 2009 – 2011 w wyniku kontroli w firmach przewozowych karano firmy grzywnami w granicach 23 – 25 mln zł rocznie. Kwoty mandatów wystawionych w tym czasie na drogach wynosiły 8 – 10 mln zł rocznie. Przewinienia dotyczyły m.in. czasu pracy kierowców, braku wymaganych licencji czy dokumentacji w firmie. Ogólna liczba naruszeń przepisów jednak spada. Jak podaje Aleksandra Kabylska z GITD, w 2009 r. inspekcja odnotowała ich ponad 200 tys., w 2010 r. – ok. 172 tys., a w ubiegłym roku – ok. 143 tys.
Pytanie, czy spadki w statystykach odzwierciedlają sytuację na drogach. Bo może być też tak, że są efektem oddelegowania aż jednej trzeciej inspektorów GITD do obsługi systemu e-myta. Wcześniej zajmowali się oni kontrolami drogowymi.

Kolejny rejestr za 100 mln zł

Krajowy elektroniczny rejestr przedsiębiorstw transportu drogowego trzeba będzie zbudować od podstaw, gdyż nie da się go scalić z już istniejącymi ewidencjami takimi jak Centralna Ewidencja i Informacja o Działalności Gospodarczej czy Krajowy Rejestr Sądowy. Jak tłumaczy Ministerstwo Transportu, w porównaniu z rejestrem CEDiG i KRS dane te mają zupełnie inny charakter i inny jest cel ich gromadzenia. Jak szacuje rząd, w latach 2013 – 2022 funkcjonowanie systemu powinno kosztować 99,7 mln zł. W pierwszym roku wydatki powinny sięgnąć niemal 30 mln zł (wraz z zakupem sprzętu komputerowego i przeszkoleniem 700 pracowników starostw i pozostałych użytkowników). W każdym kolejnym roku koszty eksploatacji rejestru mają wynieść ok. 8 mln zł. Koszty mają zostać pokryte z opłat przedsiębiorców: zapłacą 100 zł za utworzenie i przetwarzanie danych w rejestrze.