Hurtownie artykułów spożywczych i firmy współpracujące z budownictwem próbują wymuszać przyśpieszenie płatności na kontrahentach. Dostawcy leków godzą się za to dostać pieniądze później niż rok temu. Cel jest jeden: uniknięcie zatorów płatniczych.
Paweł Tobis, wiceprezes firmy Coface Poland, mówi, że z analizy faktur przekazanych przez ich klientów do faktoringu wynika, iż w ciągu ostatniego roku skracanie terminów płatności dla odbiorców w niektórych sektorach jest wyraźne. – Nasi klienci – hurtownicy z branży spożywczej i dóbr szybko zbywalnych – przedstawiają faktury z terminami płatności krótszymi średnio o 13 dni w porównaniu z poprzednim rokiem – mówi. Dziś średni termin to 26 dni.
Ale też hurtownicy sami chętnie się finansują poprzez zobowiązania handlowe u producentów dóbr szybko zbywalnych. A ci próbują wymusić na nich szybsze regulowanie zapłaty, wpisując do faktur krótsze terminy płatności – 33 dni. Rok temu – 39 dni. Ale niewiele to daje: hurtownie opóźniają płatność o 32 dni ponad termin wpisany do wystawianych im faktur. Rok temu opóźnienie wynosiło 11 dni.
– Podobny efekt, czyli skrócenie się nominalnych terminów płatności z 40 do 29 dni, za którym nie idzie poprawa dyscypliny płatniczej odbiorców, obserwujemy w przypadku sektorów związanych z budownictwem, np. dystrybucji stali, produkcji artykułów wykończeniowych, mebli i produktów z drewna – dodaje Tobis. Pieniądze spływają do dostawców 40 dni po terminie.
Reklama
Analitycy firm ubezpieczających należności zwracają uwagę, że obie branże – handel hurtowy i budowlanka – są specyficzne. Rynek handlu hurtowego artykułami spożywczymi i szybko zbywalnymi przeszedł konsolidację, zostało na nim kilka dużych podmiotów. W handlu detalicznym coraz większą rolę odgrywają duże sieci, które dzielą między siebie rynek. Potentaci mogą dyktować warunki zarówno dostawcom, jak i odbiorcom. Z kolei w budownictwie dochodzi do znacznych zaburzeń płynności. W tym przypadku następuje więc zjawisko typowe dla branż z zatorami płatniczymi – im większe ryzyko opóźnień, tym dokładniejsza kontrola spływu należności. Potwierdza to ostatni raport NBP o koniunkturze w przedsiębiorstwach, z którego wynika, że im więcej w branży firm w gorszej sytuacji finansowej, tym silniejszy jest nacisk na szybsze regulowanie płatności.
Eksperci wątpią, czy skracanie terminów płatności na fakturach to skuteczna metoda dyscyplinowania płatników. Justyna Socha, kierownik zespołu monitoringu ryzyka transakcji faktoringowych w Raiffeisen Banku, mówi, że wpisując krótszy termin zapłaty na fakturze, firma często nie wykonuje drugiego kroku – czyli np. nie nalicza karnych odsetek za przekroczenie tego terminu. – To wynika z tego, że firmy boją się popsuć relacje handlowe. I dyscyplina płatnicza się pogarsza – mówi.
Ale tendencja do skracania terminów zapłaty nie jest powszechna. Z danych Euler Hermes Collections wynika, że są branże – np. farmacja – które wręcz je wydłużają. Przeciętny termin płatności wynosi tam dziś 59 dni, gdy rok temu – 49. Efekt: kontrahenci opóźniają płatności tylko o 5 dni wobec sześciodniowego opóźnienia sprzed roku. Ale to, jak tłumaczy Tomasz Starus, dyrektor biura oceny ryzyka w TU Euler Hermes, też specyfika branży. Dominującą pozycję mają dostawcy – producenci i główni dystrybutorzy. Odbiorcy nie mogą sobie pozwolić na zbyt duże opóźnienia, zwłaszcza że dostają korzystny kredyt kupiecki. Ale też dostawcy dostosowują się do nie najlepszej kondycji odbiorców i wydłużają terminy.
Największy problem jednak mają producenci alkoholi. Chcą pieniędzy za towar w ciągu 46 dni od dostawy, czyli jak rok temu. Ale muszą czekać na zapłatę 60 dni. Rok temu czekali 4 dni krócej.