A to utrudni Bukaresztowi rozmowy z MFW o pomocy finansowej.
Jedyną niewiadomą przed wyborami było to, czy centrolewicowa koalicja USL rządzącego od maja premiera Victora Ponty zdobędzie ponad połowę głosów umożliwiających samodzielne rządy. Ale nawet w tym scenariuszu prezydent Traian Basescu będzie robił wszystko, by misję utworzenia rządu powierzyć komuś innemu niż Poncie. Obaj politycy szczerze się nie znoszą od czasu, kiedy w lipcu premier próbował usunąć prezydenta ze stanowiska. Impeachment się nie powiódł, bo w referendum w sprawie odwołania prezydenta frekwencja była za niska.
Poza urazami personalnymi Basescu i Ponta zasadniczo różnią się w kwestii polityki gospodarczej. USL zyskał popularność, zapowiadając wycofanie większości działań oszczędnościowych podjętych przez poprzednie rządy. Wspierana przez Basescu centroprawica w zamian za pomoc finansową z MFW i UE zobowiązała się podjąć drastyczne kroki w celu redukcji deficytu budżetowego – m.in. pensje w sferze budżetowej zmniejszono o 25 proc., podniesiono zaś VAT i podatek od sprzedaży. W zamian za to rząd w Bukareszcie dostał w 2009 r. pożyczkę w wysokości 20 mld euro.
Ewentualny powyborczy spór między Basescu a Pontą skomplikuje sytuację Rumunii tym bardziej, że na początku przyszłego roku wygasa umowa z MFW i Unią, więc w razie gdyby znów doszło do kryzysu konstytucyjnego, może się okazać, że nie byłoby nawet komu negocjować dalszej pomocy. A tej Rumunia nadal potrzebuje, bo gospodarka jeszcze nie wyszła z kryzysu. W III kwartale PKB skurczył się o 0,5 proc. Jeszcze bardziej niepokojący jest spadek inwestycji zagranicznych – w ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy tego roku ich wartość wyniosła 1,1 mld euro, podczas gdy w rekordowym 2008 r. było to 9,5 mld euro.
Reklama