Oznaczałoby to 8-proc. załamanie gospodarek państw członkowskich, 15-proc. bezrobocie (w Polsce 17 proc.), 10-letnią stagnację wywołaną kryzysem finansowym na globalną skalę. Można wiele powiedzieć o kierownictwie UE, ale nie to, że jest grupą samobójców.
Co nam, Polakom, dałaby strefa euro? Wzmocnioną gospodarkę, bo trzeba spełnić kryteria z Maastricht. Dostęp do nowych technologii, bez których nie ma dalszego rozwoju. Mniejsze koszty transakcyjne w skali państwa, nowe inwestycje krajowe i zagraniczne – a więc pracę i płace, stabilne ceny, szlaban dla kapitału spekulacyjnego. Dla przedsiębiorców to eliminacja kosztów wymiany euro na złotówki i odwrotnie, mniejsza sprawozdawczość finansowa, mniejsze koszty doradców finansowych, pewność planowania, mniejsze ryzyko opłacalności eksportowo-importowej, szerszy dostęp do rynków międzynarodowych.
To przeświadczenie skłoniło BCC w 2006 r. do powołania Koalicji Pro-Euro z udziałem m.in. Władysława Bartoszewskigo, ks. Adama Bonieckiego, śp. Bronisława Geremka, Stanisława Kluzy, Dariusza Rosatiego i innych autorytetów. Naszemu optowaniu za wejściem do wspólnoty monetarnej towarzyszyło też przekonanie, że bycie w tej wspólnocie wzmacnia bezpieczeństwo narodowe. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zaatakuje Polski jak np. Gruzji, bo atakowałby światowy system finansowy. Reakcja państw Unii byłaby znacznie szybsza niż uruchomienie sojuszników z NATO na mocy art. 5 traktatu północnoatlantyckiego.
Reklama
Jednak nie ma darmowego chleba, jak mawiał Adam Smith. Wejście do strefy euro ma swoje koszty. Polska musi zrezygnować z możliwości wykorzystywania stóp procentowych NBP oraz kursu walutowego jako narzędzi polityki gospodarczej. Trzeba będzie też zapłacić za przystosowywanie do euro systemów informatycznych, procesów operacyjnych, szkolenie pracowników.
To, co budzi w Polakach prawdziwy strach, to wzrost cen i bezrobocia oraz utrata narodowej suwerenności i tożsamości. To obawy podobne tym towarzyszącym naszemu wejściu do Unii Europejskiej: przyjdą Niemcy, wykupią polskie ziemie zachodnie i zniszczą naszych rolników. Nie wykupili, nie zniszczyli. Średni wzrost cen w 12 krajach, które w 2002 r. przyjęły euro, wyniósł 2,3 proc., tyle samo ile rok wcześniej. Polska po przyjęciu euro może mieć przez rok, półtora przejściowe kłopoty z bezrobociem i PKB. Nie wpłynie jednak to destabilizująco na polską gospodarkę.
Ale dzisiaj sytuacja jest inna, powiedzą oponenci. W międzyczasie strefa euro zachorowała na nowotwór. Tak, lecz obecnie z nowotworów się wychodzi. W Europie jako onkolodzy jawią się przede wszystkim Niemcy i Angela Merkel. Metodą prób i błędów, dzięki Europejskiemu Mechanizmowi Stabilności (ESM), Czasowemu Funduszowi Ratunkowemu (EFSF), programowi skupu obligacji (OMT) przez Europejski Bank Centralny i ostatnio unii bankowej – państwa strefy euro wyjdą z nowotworu wzmocnione. Obecny kryzys w Europie nie jest kryzysem euro – twierdzą najwybitniejszy współczesny europejski filozof Juergen Habermas oraz ekonomista Peter Bofinger. Euro okazało się stabilną walutą.
Złoty niestety nie. Ale to nie jest największe zmartwienie. Powinniśmy się przejmować tym, że unia bankowa to przedpokój Europy dwóch prędkości – czyli Europy równiejszych i równych. Równi to Polska i Polacy. Za unią bankową najprawdopodobniej pojawią się inne przedpokoje, aż do głównego salonu – unii politycznej z nową, europejską konstytucją, ze wspólnym prezydentem, ministrem finansów, spraw zagranicznych, obrony itd. Zmusi do tego globalizacja, ale i gospodarcza konkurencja nie tylko USA czy Chin, lecz także Ghany, Kenii, Chile, Kazachstanu, Ukrainy, Wietnamu.
Członkostwo strefy euro nie uchroni nas przed perturbacjami o globalnym charakterze. Ale uczyni polską gospodarkę odporniejszą na wstrząsy. Finansowe instytucje europejskie dysponują pieniędzmi nieporównywalnie większymi niż Polska i mogą skuteczniej przeciwdziałać kryzysom. Z tego i innych niewymienionych tutaj powodów premier Tusk powinien zadeklarować wejście do przedsionka ERM2 na początku 2014 r. i podjąć wysiłek zmiany Konstytucji RP, tak by Polska przyjęła euro w 2017 r. By poziomem życia dołączyła do równych.