Spektakularna rezygnacja przez Gerarda Depardieu z francuskiego obywatelstwa mogła stać się zaczątkiem dyskusji nad fundamentalnym problemem Francji: nadmiernymi podatkami, które dławią rozwój kraju. Tak jednak nie będzie. Nad Sekwaną filmowe wcielenie Obelixa budzi przede wszystkim niesmak trwającymi od kilkudziesięciu lat romansami z dyktatorami, których tylko ostatnim przejawem jest złożona przez Władimira Putina oferta przyznania „drogiemu Żerardowi” rosyjskiego obywatelstwa.
Konserwatywny „Le Figaro”, który konsekwentnie krytykuje Francois Hollande’a za podnoszenie podatków, tym razem w artykule „Kompromitujące związki Depardieu z b. ZSRR” przypomina, że aktor jest od lat w bliskich związkach z rodziną dyktatora Uzbekistanu, z którego córką nagrał nawet piosenkę, która stała się przebojem lokalnej telewizji. Francuz to także stały gość festiwalu filmowego w Kazachstanie, gdzie za dwa dni pobytu inkasuje 100 tys. dol. I twarz wielu kampanii reklamowych rosyjskich banków, których kapitał nie zawsze jest najlepszej proweniencji. A także gorący zwolennik mianowanych przez Kreml władz Czeczenii. I od ubiegłego tygodnia piewca „wielkiej rosyjskiej demokracji”.
To, co niektórzy komentatorzy nazywają polityczną prostytucją, przesłania jednak bardzo poważny problem: aktor uciekł z kraju, w którym państwo przejmuje już 57 proc. dochodu narodowego, najwięcej w całej Unii Europejskiej. I gdzie ciężar szybko rosnącego długu niweczy perspektywy wzrostu.
Hollande co prawda z pełną determinacją chce w tym roku ograniczyć z 4,5 do 3 proc. PKB deficyt budżetowy, bo obawia się, że w końcu rynki finansowe stracą cierpliwość i postawią kraj pod ścianą. Ale w przeciwieństwie do Włoch i Hiszpanii nie jest gotowy do strukturalnych reform i ograniczenia wydatków państwa, bez czego problemy Francji nie zostaną przełamane. Przeciwnie: 2/3 działań, które mają zasypać dziurę w finansach publicznych, opiera się na dalszym podnoszeniu podatków, ale tylko 1/3 na zaciskaniu pasa przez rząd. Doszło już do takiej sytuacji, że we Francji, licząc wszystkie należności, można fiskusowi zapłacić więcej, niż się zarobiło. To właśnie przed tą chorobą ucieka Depardieu.
Reklama
Lewicowe media nie dostrzegają problemu także z innego powodu niż wątpliwa etyka polityczna aktora. Gdy francuskiego obywatelstwa zrzekał się we wrześniu Bernard Arnault, właściciel wielu luksusowych marek perfum i skórzanej galanterii, dziennik „Liberation” nie zawahał się zatytułować wydania słowami „Spieprzaj, bogaty głupku”. To echo bardzo długiej, jakobińskiej tradycji nieufności wobec tych, którzy odnieśli sukces finansowy. Jednak jeśli Francja nie złagodzi przynajmniej trochę tej egalitarnej obsesji, trudno jej będzie przełamać kryzys, a nawet uniknąć losu południowych sąsiadów, którzy znaleźli się tak blisko bankructwa.