Przedsiębiorcy planujący uruchomienie działalności pod cudzym logo mają obecnie do wyboru ponad 800 konceptów franczyzowych – szacuje firma doradcza Profit System. To oznacza, że od 2007 r. rynek ten uległ niemal podwojeniu. Za rok liczba sieci franczyzowych na polskim rynku powinna przekroczyć już 900.
Szybki rozwój rynku to dobra wiadomość dla przedsiębiorców. Zyskują oni bowiem coraz większy wybór możliwości, ale przede wszystkim większa konkurencja wśród sieci oznacza, że muszą one proponować franczyzobiorcom coraz korzystniejsze warunki współpracy. Już połowa nie pobiera opłat za odsprzedaż know-how, wiele zawiesza na kilka miesięcy opłaty za działanie w ramach konceptu oraz pomaga nie tylko przy uruchomieniu działalności, lecz także w pozyskaniu lokalu na korzystniejszych niż normalnie warunkach.
W efekcie koszty uruchomienia biznesu franczyzowego spadają. W 2008 r. inwestycji na poziomie poniżej 50 tys. zł oczekiwało tylko 23 proc. sieci. Obecnie jest to już ponad 40 proc.

Króluje gastronomia

Reklama
Na rynku franczyzowym od lat dominują te same branże. W roku ubiegłym, podobnie jak w poprzednich, najwięcej nowych konceptów pojawiło się w gastronomii. Dwie nowe sieci zyskali miłośnicy kuchni amerykańskiej. To 7th Street i Bennigan’s.
7 th Street wymaga inwestycji na poziomie 80 tys. zł. oraz wniesienia opłaty licencyjnej w wysokości 5 tys. zł. Oprócz tego franczyzobiorca jest zobowiązany co miesiąc płacić 2,5 tys. za to, że działa w sieci, oraz 500 zł na fundusz marketingowy. Właściciel marki zgadza się natomiast na nieodpłatne użyczenie części sprzętu gastronomicznego i wyposażenia lokalu o wartości 20 tys. zł. W Bennigan’s koszty ustala się indywidualnie z franczyzodawcą, wiadomo tylko, że co miesiąc trzeba mu oddawać 8 proc. obrotu. Opłata franczyzowa wynosi 7,5 proc., marketingowa – 0,5 proc. Christopher Chrysanthou z cypryjskiej Bennigan’s Europe Franchising Company poinformował przy okazji prezentacji konceptu, że franczyzobiorcy mogą starać się o wyłączność na otwieranie lokali w danym mieście lub nawet całym kraju.
Na rynku pojawił się też Scarabeus Express, polski koncept, który chce rywalizować ze Sphinksem. W jego przypadku koszty inwestycji wynoszą od 150 do 300 tys. zł. Do tego franczyzobiorca musi zapłacić 15 tys. zł za licencję, a w tracie współpracy ponosić opłatę licencyjną sięgającą 3 proc. od obrotu oraz marketingową na poziomie 1 proc.
Przybyła też sieć Redberry z mrożonymi jogurtami oraz Dr Bardadyn rozwijająca bary z dietetycznym jedzeniem. Pierwsza wymaga inwestycji rzędu 120–170 tys. zł. Biznes pod drugą, prowadzony w formie wyspy w centrum handlowym lub siłowni jest tańszy – kosztuje ok. 43 tys. zł. Sieć nie pobiera opłaty wstępnej, ale trzeba się z nią dzielić 5 proc. od obrotu.

Nowe sieci spożywcze

W branży spożywczej w 2012 r. zadebiutowały m.in. Warzywnik czy MSC Alkohole.
Działanie pod logo pierwszej z sieci wymaga inwestycji rzędu 30 tys. zł. Na tyle wyceniany jest koszt wyposażenia sklepu w towar. Spółka nie pobiera opłat franczyzowych i marketingowych. Zastrzega sobie natomiast, że od 25 do 50 proc. asortymentu będzie pochodziło od dostawców globalnych według stawek wynegocjowanych przez nią. By nawiązać z nią współpracę trzeba mieć doświadczenie w handlu. Sieć MSC Alkohole ma plan rozwijania się w tempie 10–15 punktów rocznie do 2014 r. Na razie skupia się na województwie mazowieckim. Koszt wyposażenia placówki ocenia na 20 tys. zł, a zakup towaru na 40 tys. zł. Oprócz tego trzeba liczyć się z opłatą za wejście w wysokości 5 tys. zł. Co ważne dla franczyzobiorców sieć nie pobiera opłat bieżących, co oznacza, że zarabia tylko na dostarczanym alkoholu.
W branży handlowej przybyły też delikatesy Paprika Gourmet, które docelowo chcą liczyć ok. 15 placówek w całym kraju. Nawiązanie z nimi współpracy jest jednak drogie: 120–180 tys. euro. W kwocie tej zawiera się opłata za przystąpienie do sieci wynosząca 12 tys. euro. Ale na tym wydatki franczyzobiorcy się nie skończą. Co miesiąc czeka go jeszcze płacenie 3–5 proc. od przychodów ze sprzedaży netto. Umowa franczyzowa jest zawierana na 10 lat, czyli na dwukrotnie dłuższy czas niż wynosi średnia na rynku. Większość sieci podpisuje bowiem umowy na 5 lat, zakładając, że to wystarczy, by koszty z inwestycji się zwróciły i biznes zaczął przynosić zyski. Przeważnie tak jest. Zapytane przez nas sieci deklarują, że ich franczyzobiorcy osiągają rentowność po 2–3 latach.

Więcej garderoby

Omawiając rynkowe nowości, warto jeszcze wspomnieć o debiutach w branży odzieżowej oraz kosmetycznej.
Change to sieć z bielizną damską, która na świecie prowadzi ponad 150 placówek. Jest nastawiona na pozyskiwanie do współpracy istniejących już sklepów. Na dostosowanie się do jej wymogów trzeba przeznaczyć 50 tys. zł. Innym ubiegłorocznym debiutantem jest Lulu Couture, której właścicielem jest firma Trend, działająca w branży od 1997 r. Sieć zakłada otworzenie w ramach franczyzy ok. 50 placówek z ekskluzywną odzieżą damską. Na razie ma dwie. Otwarcie salonu pod jej logo oznacza wydatek około 40 tys. zł netto. Franczyzobiorca jest też zobowiązany do płacenia co miesiąc opłaty licencyjnej w kwocie 5 tys. zł. W zamian firma oferuje pomoc przy wyborze lokalizacji sklepu oraz wsparcie w jego aranżacji. Towar i wyposażenie sklepu pozostają jej własnością. Na polskim rynku pojawiła się też Falke, niemiecka marka oferująca wyroby pończosznicze. To dobra wiadomość dla tych, którzy chcieli zaistnieć na tym rynku, ale niekoniecznie z marką Gatta, która dotychczas jako jedyna oferowała biznes we franczyzie. W Falke na własny sklep rzędu około 40–60 mkw. wydamy ok. 70 tys. zł. Zaletą tej sieci jest współpraca z międzynarodowymi projektantami takimi jak Armani, Lagerfeld czy Christian Dior, co gwarantuje odróżnienie jej produktów od dostępnych już na rynku.

To idzie młodość

W branży kosmetycznej najnowszą siecią jest Shintai Spa. Wymaga zainwestowania ok. 50 tys. zł, co nie jest dużą kwotą, biorąc pod uwagę, że średnia w tej branży oscyluje na poziomie 150–200 tys. zł. Firma nie pobiera opłaty za przystąpienie do sieci, zaś opłata miesięczna wynosi 1 tys. zł. Jak deklaruje sieć, inwestycja zwraca się po dwóch latach.
Analitycy badający ten rynek doradzają, by wiązać przede wszystkim z sieciami, które oferują zabiegi odmładzające. Są w stanie zagwarantować sukces w biznesie, bo popyt na nie stale rośnie.
Jak tłumaczy Mariusz Nieścior, ekspert z Polskiego Instytutu SPA i Wellness, nastąpiła zmiana zwyczajów wśród klientów. Kilka lat temu do gabinetu kosmetycznego czy spa przychodzili się zrelaksować i wypielęgnować. Dziś klienci są nastawieni na osiągnięcie szybkiej korekty urody. I to ma odzwierciedlenie w sytuacji branży. W I półroczu 2012 r. zamknięto 135 salonów kosmetycznych, gdy w całym 2011 r. – 30.
Podobnie jest w przypadku gabinetów odnowy biologicznej. W półtora roku z rynku zniknęło blisko 700 ośrodków odnowy biologicznej – wylicza Tomasz Starzyk z firmy Dun and Bradstreet Poland.

Sprawdzić doświadczenie

Eksperci doradzają ostrożność przy nawiązywaniu współpracy z nowymi sieciami franczyzowymi. Radzą, by wybierać tylko te dysponujące przynajmniej kilkoma własnymi lokalami. – Daje to gwarancję, że firma ma doświadczenie w prowadzeniu działalności i sprzedaje sprawdzone już know-how – tłumaczy Michał Wiśniewski z firmy doradczej Profit System.
Zdaniem części ekspertów sieć jest godna polecenia, jeżeli posiada pięć własnych placówek. Według innych wystarczą dwie. – To zależy od branży. Są takie, w których pod daną marką może powstać najwyżej kilka placówek – dodaje Wiśniewski.
Eksperci doradzają również, by nie kierować się przy wyborze sieci tylko tym, na co obecnie jest koniunktura na rynku, lecz własnymi umiejętnościami i doświadczeniem. Bo jak podkreślają, spadek konsumpcji w handlu czy gastronomii wcale nie musi być odczuwany przez sieci franczyzowe. Te wręcz korzystają na spowolnieniu gospodarczym w starciu z tradycyjnymi biznesami. Są bowiem w stanie zaoferować te same produkty i usługi taniej.
Na koniec warto sprawdzić po jakich marżach będziemy sprzedawać produkty lub oferować usługi. Wiele sieci w nich próbuje ukryć opłaty franczyzowe czy licencyjne.

Za franczyzą i przeciw niej

Dlaczego warto

● inwestor otrzymuje dostęp do przetestowanego know-how, czyli sprawdzonego już na rynku biznesu, co przekłada się na szybsze osiągnięcie rentowności;

● przedsiębiorca nie jest zdany sam na siebie, tylko może liczyć na stałą pomoc ze strony franczyzodawcy, który pomaga znaleźć lokal, wyposażyć go, przeszkolić personel, wprowadzić zmiany w placówce, gdy nagle spadną obroty;

● bycie w sieci daje możliwość ciągłego doszkalania się. Wielu franczyzodawców wymaga wręcz obowiązkowego uczestnictwa w organizowanych przez sieci raz czy dwa razy do roku zajęciach;

● dzięki działaniu w grupie inwestor zyskuje korzystniejsze warunki umów z dostawcami.

Jakie są minusy

● konieczność ponoszenia opłat za działanie w ramach sieci, które mogą być dotkliwe, jeżeli są ustalone nie jako procent od obrotu, lecz jako kwota stała;

● kontrola ze strony franczyzodawcy;

● brak dowolności przy aranżacji placówki, ustalaniu asortymentu czy usług oferowanych w placówce;

● konieczność zakupu całości lub części asortymentu za pośrednictwem sieci, po cenach przez nią ustalonych;

● możliwość przeniesienia praw do firmy tylko za zgodą franczyzodawcy;

● konieczność godzenia się na zasady promocji i reklamy biznesu ustalone przez sieć.