Nastąpił masowy napływ inwestycji, głównie w branży chemicznej i stalowej. Swoje fabryki za oceanem chcą otworzyć większe, jak i mniejsze koncerny. Do Stanów Zjednoczonych jak magnes przyciągają je tanie nośniki energii. Dzięki łupkowej rewolucji odbiorcy za 1000 m sześc. gazu ziemnego płacą tam kilkukrotnie mniej niż w Europie. A wszystko za sprawą niekonwencjonalnych złóż gazu, których eksploatacja pozwoliła Amerykanom uniezależnić się od importu surowca.
Szacuje się, że ponad 50 proc. wydobycia gazu w USA przypada właśnie na złoża niekonwencjonalne, w tym łupkowe. Popularny shale gas jeszcze w 2005 roku stanowił ledwie o 4 proc. amerykańskiej produkcji gazu. Dziś udział tego surowca w całkowitym bilansie wynosi około 30 proc. Stany Zjednoczone są dziś największym producentem gazu ziemnego na świecie, co przełożyło się również na krajowe ceny tego paliwa. Ożywiło także gospodarkę. Badania wskazują, iż w konsekwencji uruchomienia prac wydobywczych w Stanach Zjednoczonych od 2008 roku powstało około 600 tys. nowych miejsc pracy. A wszystko wskazuje na to, że kolejnych latach ta liczba się jeszcze zwiększy, głównie dzięki uruchamianiu nowych fabryk (według szacunków Sanford Bernstein gaz łupkowy daje amerykańskim firmom przewagę nad konkurentami, bo pozwala na zwiększenie ich przychodu o 8 proc.).
Swoje zakłady masowo w USA uruchamiają koncerny chemiczne, dla których gaz jest surowcem generującym największe koszty produkcji. W zeszłym roku swoją fabrykę uruchomił tam m.in. niemiecki Lanxess. Przemysł chemiczny korzysta na obniżeniu kosztów nie tylko gazu jako surowca do produkcji, ale również paliwa, z którego pozyskuje się energię elektryczną.
Poza chemią do Ameryki ciągnie też przemysł stalowy. Voestalpine, jeden z największych austriackich producentów stali, poinformował niedawno, że zamierza wybudować w Stanach Zjednoczonych fabrykę za ponad 0,6 mld dol. Podobne plany ma amerykański koncern Nucor. Budowę zakładu wartego 0,75 mld dol. rozpocznie w połowie roku.
Reklama
Koniunktura na gaz i ropę z łupków w Ameryce Północnej zmienia układ sił w światowej energetyce. Andrew Lipow, analityk rynku z Houston, uważa, że USA nie będą już potrzebować Bliskiego Wschodu i OPEC, by zaopatrywać się w ropę. Kevin Massy, ekspert Brookings Institute, uważa, że Bliski Wschód stanie przed dwoma wyzwaniami: konkurencją w postaci ropy pochodzącej z USA oraz wzrostem konsumpcji energii w samych krajach bliskowschodnich.