Co pan sądzi o programie Polskich Inwestycji Rozwojowych?
Projekt jest bardzo interesujący. W czasach malejących inwestycji sektora prywatnego zasadne uaktywnienie inwestora, którym jest państwo.
Nie boi się pan upolitycznienia tego projektu?
Na pewno jest takie ryzyko. Podmiot ten ma być maksymalnie odseparowany od Skarbu Państwa. Zobaczymy, czy deklaracje przełożą się na rzeczywistość.
Reklama
Nie stara się pan o stanowisko prezesa?
Tego nie mogę powiedzieć.
Jak zapewnić sukces temu przedsięwzięciu?
Po pierwsze – zarząd. Ma być rozpoznawalny dla rynku, kojarzyć się z sukcesem. Podobnie z radą nadzorczą, jej członkowie będą bowiem mieli wpływ na decyzje inwestycyjne spółki. Kolejnym elementem jest Bank Gospodarstwa Krajowego, który ma finansować inwestycje czynione przez spółkę celową. Czwarty element to brak nacisków politycznych. Inwestycja np. w LOT nie musi być tą właściwą.
Polskie Inwestycje Rozwojowe mają rozruszać gospodarkę. Uruchomienie tego projektu wymaga jednak czasu.
Przez pierwsze kilka lat ten program będzie pochłaniał środki. Nacisk ma być położony na inwestycje infrastrukturalne: elektrownie, autostrady, porty. Można przyjąć, że dopiero po pięciu latach taki projekt będzie się zwracał.
A spowolnienie mamy tu i teraz. Czy możemy w inny sposób szybko rozruszać gospodarkę?
Spójrzmy na Japonię, Stany Zjednoczone, Europę. Nie ma na to prostego sposobu. W Polsce media straszą kryzysem, rośnie bezrobocie, zatrudnieni boją się utraty pracy – trudno zatem liczyć na wzrost konsumpcji. Nasz główny partner handlowy – Unia Europejska – spowalnia, trudno zatem oczekiwać, aby eksport był bodźcem uzdrawiającym. Nie za bardzo mamy wyjście, państwo musi inwestować.
A może Rada Polityki Pieniężnej powinna mocniej ciąć stopy?
Wiele podmiotów, głównie rządów, które mają w swoich celach rozwój gospodarczy, mogą sugerować bankom centralnym takie czy inne zachowania. Niezależność jest jednak bardzo ważna. Uważam, że reakcje naszej rady są trochę spóźnione. Jeśli mają nastąpić obniżki, to lepiej, aby to miało miejsce wcześniej niż później.
Czy zmiany w funkcjonowaniu RPP, bez naruszania jej niezależności, to dobry pomysł?
Nie ma innego sposobu niż rozszerzenie jej odpowiedzialności. Obecnie celem rady jest dbanie o poziom inflacji. Można pomyśleć o tym, aby rada patrzyła również na wzrost gospodarczy.
Nie wspomina pan o sektorze bankowym, a przecież kredyty komercyjne są jednym z istotnych instrumentów rozwoju gospodarki.
Przez wiele lat ekspansja kredytowa polskich banków była finansowana dzięki spółkom matkom. Obecnie obserwujemy dynamiczne odwrócenie tego trendu. Mamy też nadwyżkę kredytów nad depozytami – właśnie dzięki finansowaniu spółek matek. Teraz ten kapitał nam wypływa. Możliwe więc jest, że ze względu na odpływ środków do matek portfel kredytowy polskiego sektora bankowego po raz pierwszy od wielu lat się skurczy.
Jakie nie dopuścić do tej sytuacji?
Toczą się debaty nad bardziej intensywnym wykorzystaniem przez banki instrumentów dłużnych, obejmowanych przez fundusze inwestycyjne czy emerytalne. Mam tu na myśli np. listy zastawne. W ten sposób banki finansowałyby część portfeli kredytów hipotecznych. W polskim sektorze brakuje stabilnych źródeł finansowania i długoterminowych depozytów. Listy zastawne byłyby jednym ze sposobów na zmianę tej sytuacji.