A cel ćwiczenia nie zostanie osiągnięty. Tak jak nie został osiągnięty przy okazji posyłania sześciolatków do szkół czy – w odniesieniu do pacjentów – przy okazji ustawy refundacyjnej.
Chodzi o śmieci. Już za pół roku ten kraj czeka kompletna rewolucja w branży odpadowej. Oczywiście chciałbym, aby od lipca gospodarka śmieciami stała się w pełni profesjonalna, dla obywateli tańsza, a jednocześnie motywująca do sortowania. By te cholerne śmieci zniknęły w końcu z lasów, a utylizacją odpadów masowo zajęły się wyspecjalizowane zakłady.
Tyle że na początku lutego wydaje się to marzeniem ściętej głowy. Niespecjalnie podoba mi się jedna z naszych narodowych cech, jaką jest malkontenctwo, ale tutaj po prostu nie ma szans. Czeka nas chaos. Oto pięć powodów, a pewnie znalazłoby się ich jeszcze całe mnóstwo:
1. Zostało tylko pół roku, a nie ma szczegółowych rozwiązań. W tym takiego drobiazgu, w jaki sposób będzie naliczana opłata śmieciowa. Ale to jeszcze pół biedy, ludzie przecież nie muszą wiedzieć, jak planować domowe budżety. Poradzą sobie, tak jak przy wielu innych pomysłach władzy.
Reklama
2. Gorzej, że przynajmniej jedna z poważnie rozważanych propozycji naliczania opłat, uzależnienia ich od liczby głów w gospodarstwie domowym, oznacza najczęściej drastyczną podwyżkę. Ale co tam, ekologia musi kosztować. Istotniejsze jest to, że te same gminy absolutnie nie mają instrumentów, jak ich do tego zmusić. Same to przyznają. Ściągalność abonamentu RTV się kłania.
3. Gminy zaczynają przymierzać się do przetargów mających wyłonić śmieciowych operatorów na ich terenie. Lepiej późno niż wcale. Tylko że zasady wywozu śmieci mogą przyprawić o ból głowy. Częstotliwość wywozu odpadów posegregowanych to na ogół raz na dwa tygodnie, posegregowanych – raz na miesiąc. Tymczasem w tej chwili standardem jest wywózka śmieci co tydzień, a nawet częściej. I co z tym zrobić? Podejrzewam, że wiem, co z tym zrobią niektórzy mieszkańcy domów jednorodzinnych, jedni z głównych winowajców zaśmiecania lasów. Nawet jeżeli zapłacą za wywóz gminie, odpadki, których będą mieli zbyt dużo, też trafią na, nazwijmy to, nielegalne wysypiska. Ewentualnie do domowych, spalających wszystko pieców, co jak wiadomo, jest bardzo ekologicznym rozwiązaniem.
4. W lasach często można natknąć się na gabaryty, czyli stare... właściwie wszystko. Meble, AGD i tak dalej. Jakoś podczas radosnego tworzenia rozwiązań śmieciowych nikt nie podsunął obywatelom rozwiązania, co z tym robić. Efekt? Z lasów raczej gabaryty nie znikną.
5. Pół biedy, jeżeli chodzi o mieszkańców bloków, członków wspólnot i spółdzielni. Ale ci ze wspomnianych domów jednorodzinnych wcale nie muszą zdawać sobie sprawy, że muszą wypowiedzieć dotychczasową umowę firmie śmieciowej, co opisywał zresztą DGP. Dlaczego nie wiedzą? Bo nie ma żadnej akcji informacyjnej o sprawie tak ważnej jak odpadowa rewolucja. Jakoś zapomniano, a rzeczywistość przypomni o sobie 1 lipca i objawi się zgrzytaniem zębów.
Wolałbym, żeby to wszystko wyglądało inaczej. Może przydałyby się na przykład testy w skali województwa czy kilku powiatów. Spokojne wyciągnięcie wniosków i stopniowe rozszerzanie reformy. A tak cała Polska naraz stanie się obiektem totalnego eksperymentu. Czekają nas ciężkie wakacje. Wakacje ze śmieciami.