Ashifi Gogo z Ghany stworzył firmę, dzięki której kupowane lekarstwa nie będą zabijać. Znalazł sposób na podróbki.
Cóż, ten fakt z pewnością nie napawa optymizmem. Trzeba jednak zmierzyć się z bolesną prawdą: żyjemy w czasach fałszu oraz podróbek. Oryginalne inaczej jest już niemal wszystko: jedzenie, sprzęt elektroniczny, ubrania, samochody. A także leki. Nawet kupując w sklepach, nie mówiąc o internetowych portalach aukcyjnych, nie ma się pewności, czy nabywa się właściwy produkt. Ale jest na to rada. To Sproxil. Niewielka firma z amerykańskiego Cambridge.
Sproxil specjalizuje się w branży farmaceutycznej, która – choć niewiele z nas zdaje sobie z tego sprawę – jest szczególnie zagrożona fałszerstwami na wielką skalę. Koncerny produkujące leki są jednymi z najbogatszych, obracają towarem wartym gigantyczne pieniądze, nic więc dziwnego, że wiele grup przestępczych próbuje się pod nie podszyć, by przejąć część ogromnych zysków.
Brukselska Światowa Organizacja Celna (WCO) szacuje, że co roku na rynku pojawiają się podrobione medykamenty o wartości co najmniej 200 mld dol. (to suma dwa razy większa niż ubiegłoroczny budżet Polski). Zjawisko to przede wszystkim dotyka kraje biedne i rozwijające się, w których nie działają systemy kontroli i nadzoru: tu nawet 1/3 oferowanych w oficjalnej sprzedaży leków jest fałszywa. Te liczby, choć prawdziwie wielkie, są jednak bezosobowe. Skalę zjawiska można zatem pokazać inaczej: według londyńskiego ośrodka analitycznego International Policy Network każdego roku z powodu zażywania podrobionych leków tylko na gruźlicę oraz malarię (na tę ostatnią chorobę są tylko środki łagodzące jej objawy) umiera aż 700 tys. osób. – Naszym celem jest dać ludziom pewność, że to, co kupują, pomoże im, a nie zabije – tak tłumaczy działalność swojej firmy Ashifi Gogo.
Reklama
Urodzony w Ghanie 33-letni dziś Gogo przyjechał do USA na studia (matematyka, fizyka oraz inżynieria), ale szybko dał się wciągnąć w tryby internetowej rewolucji. Bo zamiast – jako obiecujący naukowiec z dyplomami – poszukiwać dowodu dla wielkiego twierdzenia Fermata na bazie teorii liczb czy łapać w przyspieszaczu cząstek „boski” bozon Higgsa, wolał skupić się na rozkręceniu własnego biznesu. Szybko zauważył, że Amerykanie dosłownie zwariowali na punkcie zdrowego jedzenia: a to roślin uprawianych koniecznie bez użycia pestycydów, a to mięsa z masowanych ręcznie przed ubiciem w rzeźni krów z japońskiego miasta Kobe (kilogram takiej wołowiny, słynącej podobno z niezrównanej delikatności, kosztuje nawet 800 dol.). Tylko skąd mieć pewność, że sprzedawane produkty nie są podróbkami? Miał ją dać pomysł młodego imigranta z Ghany.
Gogo nawiązał współpracę z producentami oraz importerami zdrowej żywności. Sporą część udało mu się przekonać, by każdą partię swojego towaru oznaczali specjalnym kodem. To był pierwszy element planu. Drugim było stworzenie specjalnej płatnej aplikacji na smartfony: za pomocą aparatu należało zeskanować kod, zaś program automatycznie porównywał go z bazą danych. I już po chwili otrzymywało się (bądź nie) potwierdzenie, że dany produkt pochodzi z konkretnej firmy, która gwarantuje certyfikat zdrowia. Był 2006 r. Gogo już zacierał ręce w oczekiwaniu przyszłych zarobków. I? Wielkie fiasko. – Nikt nie chciał kupować mojej aplikacji. Widocznie zdrowe jedzenie kosztowało już tak wiele, że mało kto gotów był dołożyć do niego te kilka dolarów – opowiada ze śmiechem właściciel Sproxilu.
Przez kolejne dwa lata próbował na najróżniejsze sposoby ożywić biznes. Z marnym rezultatem, bo niewiele firm było zainteresowanych potwierdzaniem oryginalności własnej produkcji. Gogo zwrócił jednak uwagę na przemysł farmaceutyczny. W jego ojczyźnie sprzedawane leki były nagminnie fałszowane. Podobnie działo się (i zresztą dzieje) w pozostałych krajach Afryki i Azji. Straty największych graczy są liczone w milionach, oszukiwani ludzie umierają. Postanowił więc skoncentrować się na tym rynku.
Powtórzył kroki. Najpierw namówił producentów oraz importerów do oznaczania każdego produktu specjalnym kodem, a aplikację miał już gotową. Przystosował ją tylko dla starszych telefonów komórkowych (kod trzeba wpisać i wysłać bezpłatnym SMS-em), by dzięki temu mogły z niej też korzystać osoby nieposiadające smartfonów. Tak na marginesie nie jest prawdą, że w Afryce mało kto używa komórek. Rewolucja technologii naziemnej ominęła ten kontynent, ale w mobilnej jest w awangardzie – Afryka to m.in. światowy lider w liczbie płatności dokonywanych przez telefony komórkowe.
Tym razem biznes wypalił. Współpracę ze Sproxilem nawiązały rządy oraz firmy farmaceutyczne, które na dodatek na swoje barki wzięły współfinansowanie usługi: w jego bazie danych jest już sporo ponad 2 mln medykamentów. Firma jest obecna nie tylko w kilkunastu państwach Afryki, ale też w ponadmiliardowych Indiach oraz innych państwach Azji. – Miałem przeczucie, że tym razem mi się uda. A najlepsze jest to, że wygrywają ludzie, bo zyskali darmowy dostęp do najważniejszych dla nich informacji – mówi Ashifi Gogo.
Młody Afrykanin nie zamierza się zatrzymywać, choć osiągnął już wielki sukces: branżowy magazyn FastCompany.com umieścił jego Sproxil w czołówce najnowszego rankingu najbardziej innowacyjnych firm świata. Przed nim są tylko najwięksi, m.in. Nike, Amazon czy Square. Chce ponownie zmierzyć się z rynkiem, który raz już go pokonał. – Każdy widzi, że świat zalany jest podróbkami najróżniejszych rzeczy. Zmagam się z myślą, czy ponownie nie spróbować wejść do USA – mówi Gogo.
Tym razem nie miałaby to być usługa skierowana tylko do miłośników zdrowej żywności, ale do szerszego kręgu klientów. Szef Sproxilu nie chce ujawniać zbyt wielu szczegółów, ale sugeruje, że mógłby obserwować m.in. rynek ubrań czy elektroniki. Tajemnicą poliszynela jest, że są to branże, które od lat nie są w stanie poradzić sobie z plagą podróbek.
Chciałby też monitorować rynek leków. Bo w Ameryce również kwitnie w drugim obiegu handel medykamentami, których jakość pozostawia wiele do życzenia. Historia zatoczyła koło: kryzys sprawił, że wielu mieszkańców USA, podobnie jak Afrykanów czy Azjatów, nie stać na kupno leków w aptekach. Szukają więc w internecie okazji lub zamienników. – Być może teraz będą gotowi płacić za gwarancję jakości. W końcu na własnej skórze przekonują się, jak to jest, gdy są traktowani jak Trzeci Świat – podsumowuje Ashifi Gogo.