Problem z danymi makroekonomicznymi polega na tym, że są zwykle publikowane z dużym opóźnieniem. W ubiegłym tygodniu, już na początku marca, poznaliśmy pierwsze oficjalne szacunki dotyczące tempa wzrostu gospodarczego między październikiem a grudniem ubiegłego roku. Z danymi o większej częstotliwości jest niewiele lepiej – o wynikach produkcji przemysłowej dowiadujemy się z górą dwa tygodnie po zakończeniu miesiąca, którego dotyczą. W przypadku sprzedaży detalicznej opóźnienie przekracza trzy tygodnie, a na dane o handlu detalicznym trzeba czekać pięć tygodni od zakończenia miesiąca.
Długo. Tymczasem ekonomiści, inwestorzy, dziennikarze chcą być z gospodarką na bieżąco. Jednym ze sposobów jest korzystanie z sondaży. Ankiety dotyczące ocen koniunktury są prowadzone przez GUS, Komisję Europejską, a także przez prywatne firmy. Do tej ostatniej grupy należy Markit publikujący co miesiąc wskaźnik menedżerów logistyki (PMI) – chyba najpilniej śledzony indeks aktywności w polskim przemyśle (wskaźnik powstaje na bazie odpowiedzi przedstawicieli ok. 300 krajowych firm).
>>> Polecamy: Kult wzrostu. PKB to złoty cielec współczesnej ekonomii
W otaczającej nas masie informacji o gospodarce, z jakimi codziennie się spotykamy, nie brak jednak i takich, które pozwalają nam być ze stanem koniunktury niemal online.
Przelewamy za mało. Czyli nie kupujemy
Należą do nich np. statystyki Krajowej Izby Rozliczeniowej, która zajmuje się rozliczeniami przelewów między działającymi w Polsce bankami. Jeśli sytuacja w gospodarce poprawia się, towarzyszy temu wzrost wartości transakcji realizowanych za pośrednictwem banków. I odwrotnie, gdy aktywność w naszej gospodarce maleje, to przelewów ubywa.
– W uproszczeniu można przyjąć, że wartość transakcji generuje produkt krajowy brutto – potwierdza Maciej Chmielewski, starszy specjalista z linii biznesowej rozliczenia w KIR. – Transakcje międzybankowe związane są często z zapłatą za zakup dóbr czy usług. I rzeczywiście istnieje zbieżność między liczbą – w szczególności wartością przelewów – a wynikami gospodarki – dodaje.
Statystyki dotyczące rozliczeń międzybankowych powinny się nadawać najlepiej do obserwowania tendencji w popycie wewnętrznym. A jeśli im wierzyć – z popytem nie jest najlepiej.
W lutym wartość transakcji, jakie KIR rozliczyła w systemie Elixir, wynosiła niespełna 295 mld zł i była o 3,1 proc. wyższa niż rok wcześniej. Jednak jeśli wziąć pod uwagę ostatnie trzy miesiące, to za sprawą słabego wyniku grudniowego (spadek o blisko 7 proc.), wartość obrotów KIR jest mniejsza niż rok wcześniej. Poprzednio z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w drugiej połowie 2009 r. – przy poprzedniej fali spowolnienia w gospodarce.
Jeśli marzec nie przyniesie odbicia w przelewach, to niewykluczone, że również oficjalne dane makroekonomiczne dotyczące I kw. pokażą dalsze spowolnienie popytu. Maciej Chmielewski zastrzega jednak, że w całym bieżącym roku zależność między tendencjami w przelewach i w gospodarce może się zaburzyć.
– Jeśli dojdzie do zapowiadanych konsolidacji w sektorze bankowym, może to skutkować zmniejszeniem liczby i wartości obsługiwanych przez system Elixir transferów międzybankowych. Część z obecnych transferów międzybankowych realizowana będzie w ramach jednego banku czy grupy banków – wyjaśnia przedstawiciel KIR.
– Z wyciąganiem wniosków na temat perspektyw gospodarki trzeba być ostrożnym. W przeszłości zdarzało się, że wartość transferów rozchodziła się z danymi makro. Dotyczyło to szczególnie punktów zwrotnych w gospodarce. Tym razem może być podobnie – uważa Piotr Bielski, ekonomista Banku Zachodniego WBK.
>>> Czytaj też: Narodowy Indeks Dobrobytu (NID) - niemiecka alternatywa dla PKB
Mało klientów w centrach handlowych
Na krajowy popyt składają się głównie konsumpcja i inwestycje. Wskazówką co do zachowania konsumpcji jest FootFall Index obliczany przez firmę Experian na podstawie liczby klientów odwiedzających wybrane centra handlowe. I tu najnowsze dane nie dają powodów do optymizmu.
Roczna zmiana wskaźnika, którą można potraktować jako zapowiedź wyników całej sprzedaży detalicznej, jest na minusie od Bożego Narodzenia, a skala spadków jest największa od 2008 r. (wcześniejsze dane są niedostępne).
Innym wskaźnikiem wyprzedzającym dla obrotów handlu może być… sprzedaż palet, na których przewozi się towary. Tak przynajmniej uważa Marek Parkot, prezes spółki EP Serwis zajmującej się handlem paletami. – Na podstawie liczby sprzedanych palet można mniej więcej z miesięcznym wyprzedzeniem powiedzieć, co będzie się działo w handlu. Na przykład w listopadzie wiedzieliśmy, że w grudniu nie będzie boomu w handlu, bo zamówień było zdecydowanie mniej niż zwykle o tej porze – mówi Parkot. Jakie są najbliższe perspektywy? – W lutym na rynku znów było słabo – zauważa Parkot, choć akurat jego firma poprawiła sprzedaż ponaddwukrotnie.
Przybliżeniem wyników inwestycji (albo bardziej precyzyjnie: produkcji budowlano- montażowej) może być z kolei produkcja cementu. Niektórzy ekonomiści biorą ten wskaźnik poważnie pod uwagę w swoich analizach sytuacji makroekonomicznej. Robił tak np. rektor Uniwersytetu Vistula Krzysztof Rybiński w czasie, gdy pełnił jeszcze funkcję głównego ekonomisty jednego z banków. Dziś także cement nie zapowiada ożywienia. W styczniu – to najnowsze dane opublikowane przez Stowarzyszenie Producentów Cementu – jego produkcja była o niemal połowę niższa niż rok wcześniej. Ze spadkami mamy do czynienia od kwietnia ubiegłego roku, problem w tym, że w ostatnich miesiącach przybierały one na sile (podobnie jak spadki produkcji budowlano- -montażowej).
Co mówi Google, który zna się także na recesji
Tak przynajmniej sugerują nietypowe wskaźniki, które informują o stanie gospodarki w trybie online, ale są rzadko brane pod uwagę przez analityków
O tym, jakie są perspektywy gospodarki, możemy dowiedzieć się także z wyszukiwarki internetowej. Wystarczy skorzystać z narzędzi analitycznych w Google, by dowiedzieć się, jak często sprawdzane jest np. hasło „recesja” (analogicznie brytyjski tygodnik „The Economist” co pewien czas publikuje indeks recesji, który powstaje na podstawie częstotliwości „słowa na R” w tekstach czołowych amerykańskich gazet). Jak się okazuje, nie jest źle. Rekordy popularności hasło „recesja” biło w 2008 r. – na początku, gdy światowy kryzys dopiero się zaczynał, a także jesienią, gdy wkroczył w ostrą fazę, która dotknęła również naszą gospodarkę. Ostatni skok liczby wyszukiwań recesji miał miejsce pod koniec 2011 r., gdy zaczynało się spowolnienie, które doprowadziło do osłabienia wzrostu PKB do 1,1 proc. w IV kw. 2012 r.
Obawy niektórych ekonomistów, że pierwszy raz od wielu lat grozi nam już nie tylko hamowanie, ale wręcz spadek PKB w pierwszych tygodniach tego roku, najwyraźniej nie odbiły się mocniejszym echem wśród Polaków, bo hasło „recesja” wrzucamy do najpopularniejszej wyszukiwarki stosunkowo rzadko. Chyba że uznaliśmy, że o recesji już wszystko wiemy.