Lepiej wyedukowani obywatele są bardziej produktywni i wzmacniają gospodarkę – to znana prawidłowość, która dotyczy również Stanów Zjednoczonych. Tym ciężej zaakceptować fakt, że dzieci z bogatych rodzin w USA mają znacznie większe szanse na skończenie studiów niż dzieci z rodzin biednych. W dodatku nierówności rosną z pokolenia na pokolenie, ograniczając korzyści gospodarcze, które pojawiłyby się, gdyby większy odsetek Amerykanów mógł pochwalić się ukończeniem college’u.

Rosnące nierówności w uzyskiwaniu dyplomu akademickiego zostały udokumentowane przez ekonomistki Marthę Bailey i Susan Dynarski z University of Michigan. Wśród dzieci urodzonych we wczesnych latach 60. tylko 5 proc. pochodzących z najbiedniejszych rodzin ukończyło college, zaś wśród dzieci najbogatszych odsetek ten wyniósł 36 proc.

W grupie dzieci urodzonych ok. roku 1980 dyplom zdobyło już 9 proc. najbiedniejszych, ale wśród najbogatszych odsetek absolwentów wyniósł aż 54 proc. Innymi słowy w ciągu dwóch dekad przepaść między tymi dwiema grupami z 31 pkt. proc. wzrosła do 45 pkt. proc. Te rosnące nierówności potwierdziły się nawet wtedy, gdy badaczki wzięły pod uwagę zdolności poznawcze dzieci.

>>> Czytaj też: Edukacja w USA: studia wyższe finansowane przez emerytów

Reklama

Kuszące wydaje się stwierdzenie, że fenomen ten jest skutkiem rosnących przywilejów, jakie daje bogactwo. Jednak badanie Bailey i Dynarski pokazuje, że największa przepaść dzieli biedne i bogate dziewczynki – aż 85 proc. urodzonych w latach 80. córek z zamożnych rodzin dostało się college’u. Nie można zatem zwyczajnie założyć, że majętni rodzice kupują swoim dzieciom lepszą przyszłość – gdyby tak było, skąd brałyby się różnice między chłopcami i dziewczynkami?

Jakie jest więc źródło nierówności i jak mu zaradzić? Bailey i Dynarski skupiają się na dwóch kluczowych czynnikach: dysproporcji wśród uczniów kończących liceum i wśród tych, którzy kończą studia.

Ponad połowa uczniów, którzy nie poszli do college’u, nie mogła tego zrobić z powodu braku świadectwa ukończenia szkoły. W gronie tych, którzy je zdobyli, aż 70 proc. urodzonych w latach 80. zdecydowało się na college, w porównaniu do 50 proc. urodzonych w latach 60. Zatem jeśli więcej dzieci z ubogich rodzin skończy liceum, więcej będzie mogło próbować kontynuować edukację. By tak się stało, można by np., jak już proponowano, wydłużyć obowiązek szkolny do 18. roku życia przy jednoczesnej poprawie jakości kształcenia, by absolwenci liceum byli przygotowani do rozpoczęcia studiów. Jeśli chcemy, aby więcej młodych ludzi decydowało się na college, musimy też uprościć system przyznawania im pomocy finansowej.

Kolejnym problemem jest brak „konsekwencji” w studiowaniu. Mniej niż 60 proc. studentów 4-letnich college’ów zdobywa dyplom w ciągu 6 lat i mniej niż 30 proc. studentów college’ów 2-letnich kończy studia w trzy lata.

Nie dziwi fakt, że wśród tych, którzy nigdy nie zdobywają dyplomu, większość pochodzi z biednych rodzin. W grupie urodzonych w latach 80. uboższych studentów tylko jedna trzecia skończyła studia. W grupie zamożnych – dwie trzecie. Istnieją inicjatywy mające pomóc przezwyciężyć te trudności – sposoby na motywowanie i wspieranie studentów. Jak na razie nie wiadomo jednak, co mogłoby pomóc.

Powiększająca się dysproporcja między szansami na skończenie szkoły przez bogatych i biednych uczniów to policzek dla jednej z podstawowych amerykańskich wartości, jaką jest równość szans. To także stracone korzyści gospodarcze. Zwiększenie odsetka absolwentów wyższych uczelni wśród uczniów z biednych rodzin podniosłoby średni poziom wykształcenia w Stanach Zjednoczonych i zarazem zwiększyło naszą produktywność.

Peter Orszag jest wiceprezesem ds. bankowości korporacyjnej i inwestycyjnej oraz przewodniczącym grupy zajmującej się strategią finansową w Citigroup. Jest także dawnym dyrektorem Biura Zarządzania i Budżetu w rządzie Baracka Obamy.

>>> Polecamy: Ubóstwo w Europie: Polska liderem spadków, ale dzieci wciąż najbardziej zagrożone

ikona lupy />
Studentka z USA / Bloomberg / Chris Goodney