Proponuję, by w odpowiedzi traktować gospodarkę nie jako jeden olbrzymi rynek, ale jako wiele różnych rynków, ściśle ze sobą powiązanych i przenikających się wzajemnie. Podobnie jest w medycynie: zdrowie każdego z nas to organiczna całość, ale medycyna tu i teraz to kardiologia, onkologia i tym podobne ściśle ze sobą współpracujące dyscypliny. Otóż każdy z tych rynków to reguły gry między popytem a podażą, które tu i teraz są powszechnie uważane za: 1) uczciwe, 2) sprawiedliwe oraz 3) adekwatne. Reguły gry między popytem a podażą na rynku towarów i usług w Polsce (tu) obecnie (teraz) spełniają te trzy warunki, ale za tzw. komuny (wtedy) na rynku tym były konflikty, bójki itp., bo na przykład w powszechnym odczuciu niesprawiedliwie podzielono „masę towarową” między poszczególne kolejki (sklepy).
Rynek pracy w Polsce jest przeregulowany, tj. zawiera nieadekwatnie dużo reguł, które utrudniają grę popytu i podaży, nie wspominając o tym, że np. reguły przejścia na emeryturę są w wielu przypadkach nieuczciwe i niesprawiedliwe. Rafał Woś ma rację, pisząc, że reguł rynku pracy nie uda się ustalić, nazywając nauczycieli „darmozjadami”, a związkowców „warchołami”, ale trzeba to zrobić. Im wcześniej, tym lepiej, bo żaden rynek nie może działać bez reguł. Czytelnik być może zgodzi się ze mną, że na tym ułomnym rynku pracy (i nie tylko) obowiązuje reguła: „Ja oszukiwałem, ty oszukiwałeś – wygrał lepszy”. Reguła ta powoduje, że żyjemy w świecie coraz powszechniejszej hipokryzji i spychotechniki, co dobrze opisuje znana anegdota: Cudzoziemiec po kilku dniach pobytu pyta Polaka: „Kto tu rządzi?”. A ten odpowiada: „Panie, ja tu tylko sprzątam”. Mnie zawsze interesowało, dlaczego przy tylu sprzątających jest taki bałagan. Ale to jest temat na inną dyskusję.