Co więcej, spadek zagranicznych zamówień jest dwa razy większy niż kilka tygodni temu. – Po aferze były szacowane na 30–40 proc. Dziś wynoszą nawet 50–60 proc. – twierdzi Witold Choiński, prezes Związku Polskie Mięso. – Z każdym tygodniem jest coraz gorzej – słyszymy od przedstawiciela Łmeat-Łuków.
I to nie tylko dlatego, że cierpią na tym zagraniczne kontrakty. Afera z koniną dotyka już całej branży, nawet producentów drobiu, którzy do niedawna deklarowali wyłącznie wzrosty w sprzedaży. – Niestety szykujemy się na najgorsze. Tesco w Wielkiej Brytanii zapowiedziało, że rezygnuje z zagranicznych dostawców. A to był nasz główny odbiorca, do którego szło 5 proc. eksportu – wyjaśnia Konrad Pazdan, wiceprezes zarządu Grupy Konspol, która za granicą sprzedaje 30 proc. swojej produkcji sięgającej 8 tys. ton miesięcznie.
Niestety coraz głośniej jest o tym, że podobne kroki chcą podjąć sieci z innych krajów, w tym z Niemiec, które tak jak Wielka Brytania są w czołówce rynków eksportowych Polski. Straty dla producentów mogą być więc większe. Dlatego producenci szukają sposobów, które pozwolą im odzyskać utracone korzyści lub zrekompensować powstałe straty. Niektórzy ratunek widzą we wkroczeniu na drogę sądową przeciwko dostawcom dostarczającym sfałszowany surowiec. Takie plany ma Quantum Foods Global, dostawca klopsików do sieci Ikea, w których wykryto koninę.

>>> Czytaj też: Kontrola jakości żywności kuleje przez biurokrację.

Reklama
– Gdy zakończy się postępowanie prowadzone przez nadzór weterynaryjny, fakty, którymi dysponujemy, będą mogły się stać podstawą zarzutów – mówi Elżbieta Radzka-Ferenc, reprezentująca Quantum Foods Global. Jak dodaje, firma ma już dowody w postaci badań na obecność końskiego DNA, które przeprowadza z własnej inicjatywy. – Koszt każdego to 500 zł. Ponieśliśmy też wydatki w związku z koniecznością wycofania dwóch ton mięsa zakwestionowanego przez służby weterynaryjne oraz produktów z Ikei. Chcemy odzyskać to, co straciliśmy – uzupełnia.
Procesów nie wykluczają też inne poszkodowane firmy. Wcześniej jednak próbują zadbać o zagraniczne kontrakty, by całkowicie nie stracić na eksporcie. Nowych rynków zbytu firmy szukają przede wszystkim w Azji i krajach arabskich. Mało która firma zamierza jednak rozszerzać eksport za naszą wschodnią granicę.
Powodów jest wiele. Po pierwsze w dalszym ciągu kontrole ze strony służb z Rosji czy Białorusi są bardzo wnikliwe, długotrwałe i kosztowne dla producentów. Trzeba też uzyskiwać zezwolenia, co zabiera czas i pieniądze. – Trudno też przewidzieć skalę zamówień. Co powoduje, że współpraca nie jest pewna – mówi Konrad Pazdan.
Do tego rynek wschodni bardzo szybko się rozwija, ceny na nim spadają. – Już za kilka lat będzie samowystarczalny, a wówczas to firmy z tego regionu będą chciały eksportować, a nie importować. Co innego Azja. Tu popyt ciągle jest dużo większy niż podaż – komentuje plany producentów Witold Choiński.
261 tys. ton świeżego i mrożonego mięsa wołowego wyeksportowano w 2012 r. z Polski
2 proc. o tyle zmalał eksport mięsa wołowego w 2012 r.