Trwa wiele fuzji, które zmieniają układ sił w pierwszej dziesiątce sektora: BZ WBK połączył się właśnie z Kredyt Bankiem, Raiffeisen Bank Polska z Polbankiem, zapowiedziane są fuzje Deutsche Banku Polska i Deutsche Banku PBC; nowy bank także wejdzie do pierwszej dziesiątki. BZ WBK ma się połączyć z Santander Consumer Bankiem, a z mniejszych – Polski Bank Przedsiębiorczości połączy się z FM Bankiem. Jak pan ocenia wzrost koncentracji, z jakim właśnie mamy do czynienia?

Poziom koncentracji w polskim sektorze bankowym jest optymalny. Udział największego banku – PKO BP – nie przekracza 20 proc. Nieco mniejszy jest Bank Pekao, na trzecim miejscu jest BZ WBK. Dalej jest duża grupa instytucji, które mają po 3–4 proc. rynku. Są kraje, jak Wielka Brytania, gdzie najwięksi gracze kontrolują grubo powyżej połowy rynku. Wtedy powstaje poważny problem: jak postępować, gdy bank wpada w kłopoty.

Więc wydaje mi się, że poza porządkowaniem sytuacji w grupach kapitałowych, bo taki charakter będą miały zapowiedziane fuzje, na kolejne znaczące połączenia nie ma miejsca.

Sprzeciwialibyście się kolejnym fuzjom?

Będziemy się bardzo dokładnie przyglądać takim wnioskom, wnikliwie badać skutki zarówno dla banku przejmującego, jak i przejmowanego.

Ale zapewne nie mielibyście nic przeciwko transakcjom o niewielkiej skali. Kiedy mielibyśmy do czynienia ze zbyt dużymi fuzjami?

Gdyby powstawał bank kontrolujący 3–4 proc., a na pewno więcej niż 5 proc. aktywów sektora, wymagałoby to z naszej strony szczególnej uwagi.

Wśród możliwych połączeń w – nazwijmy to – grupach kapitałowych jest też kwestia PKO BP i Banku Pocztowego. Jakie jest pana zdanie w tej sprawie?

Trzeba patrzeć na potrzeby dokapitalizowania, wsparcia rozwoju banku nie tylko dziś, ale głównie w przyszłości . Jak popatrzymy na możliwości jednego i drugiego akcjonariusza, czyli Poczty Polskiej i PKO BP, to one są nieporównywalne – oczywiście na korzyść tego drugiego.

Chciałbym tu mocno podkreślić – i dotyczy to nie tylko tego przypadku – że dla nas bardzo ważna jest stabilność długoterminowa, perspektywa nie kilku, ale kilkunastu lat.

>>> CZytaj też: Deutsche Bank Polska i Deutsche Bank PBC połączą się na początku 2014 r.

Z czego się bierze ta deklarowana ostrożność nadzoru przy dalszej koncentracji sektora?

Pod uwagę bierzemy przede wszystkim możliwości rozwiązania problemów, gdyby bank powstający w wyniku fuzji wpadł w kłopoty. Dzisiaj jesteśmy wstanie radzić sobie z problemami sami – w oparciu o środki zgromadzone w Bankowym Funduszu Gwarancyjnym – z każdym, począwszy od trzeciego banku w sektorze. Z naszego punktu widzenia jest to bezpieczne.

Druga sprawa to pozycja konkurencyjna. Rynek zdominowany przez jeden, dwa podmioty jest mało konkurencyjny. U nas już widać, że tworzą się dwie grupy – mamy konkurencję w obrębie trójki największych banków, a także w grupie siedmiu, ośmiu kolejnych instytucji. Oczywiście mniejsi również będą starać się o budowanie pozycji rynkowej w swoich niszach.

Przy ewentualnych transakcjach sprzedaży banków pod uwagę będziemy brali również sposób wychodzenia dotychczasowych właścicieli. Chodzi o zapewnienie bankom w Polsce finansowania, głównie dla portfeli kredytów walutowych, pokrycie ryzyka wynikającego z tych kredytów, a także o utrzymywanie dużego udziału akcji w wolnym obrocie na giełdzie.

Przy okazji fuzji inwestorzy zobowiązywali się zwykle, że ich polskie banki wejdą na giełdę albo zwiększy się udział akcji w wolnym obrocie. Czy to oznacza, że po fuzji Deutsche Bank Polska wejdzie na warszawską giełdę?

Tak.

Gdy półtora roku temu przyszedł pan do KNF, jednym z pierwszych pana kroków był wymóg, by właściciele informowali was o planach co do swoich polskich banków. O ilu bankach wiecie, że są obecnie na sprzedaż?

Jest jeden taki przypadek. To bank z drugiej dziesiątki naszego sektora.

Giełdowy?

Tak.

A jakie jest zainteresowanie wchodzeniem do Polski?

Zainteresowani są na przykład inwestorzy z Dalekiego Wschodu.

Tacy inwestorzy podobają się polskiemu nadzorowi?

My nie rozpatrujemy tego w takich kategoriach. Dla nas ważna jest stabilność finansowa, a oni ją zapewniają – szczególnie przy skali działalności, jaką ich banki prowadzą lub chcą prowadzić w naszym kraju. Nie mamy deklaracji, żeby chcieli kupować duże banki.

Niedawno KNF informowała o zmianach w zasadach, jakimi rządzi się WIBOR. Mieliście zastrzeżenia do jakości tych stawek, od których zależy duża część kredytów?

W ocenie rynku międzybankowego kierowaliśmy się przede wszystkim opinią NBP, który mówił, że rynek funkcjonuje, a stawki są wiarygodne. Ale chcieliśmy przeciwdziałać negatywnym tendencjom: od pewnego czasu coraz mniej banków brało udział w fixingu WIBOR-u, a dodatkowo w tym roku aktywność na rynku międzybankowym zmniejszyła się. I pamiętajmy, co wydarzyło się w 2012 r. na świecie: z jednej strony skandal związany z LIBOR-em, z drugiej – rekomendacje europejskich instytucji nadzorczych dotyczące sposobu ustalania stawek rynku międzybankowego. Trzeba mieć na uwagę znaczenie indeksów rynku międzybankowego – w Polsce na WIBOR-ze, WIBID-zie i POLONII oparta jest około jedna trzecia aktywów sektora, około 420 mld zł.

Do tej pory za WIBOR odpowiadało stowarzyszenie dealerów bankowych – ACI Polska. Teraz pojawi się swego rodzaju nadzorca – rada złożona z przedstawicieli KNF, banków, innych instytucji.

ACI nadal pozostaje gospodarzem. Nam chodziło o podniesienie wiarygodności. I mamy już pierwsze efekty: są deklaracje banków, które zamierzają wrócić do uczestnictwa w fixingu WIBOR-u.

>>> Czytaj też: PKO BP planuje akwizycje w Polsce i Europie Środkowej

Od wybuchu kryzysu problemem były limity poszczególnych banków na transakcje z innymi – albo niskie, albo w ogóle ich nie było. Czy ten problem uda się rozwiązać?

One powinny się zwiększyć. Optymalnym rozwiązaniem byłoby to, że wszystkie banki mają pełne limity na każdego innego uczestnika panelu WIBOR. Ale zdajemy sobie sprawę z wewnętrznych uwarunkowań, które na to nie pozwolą. Ważne, by na każdego z panelistów były limity u większości pozostałych uczestników WIBOR-u.

Zwracam też uwagę, że po zaproponowanej przez nas zmianie polskie stawki referencyjne będą mogły być zaliczone do indeksów szerokiego rynku, zgodnie ze standardami EBA.

Problemem jest nie tylko rynek międzybankowy, ale także dostęp do długoterminowego finansowania. Przy KNF działał zespół, który ma wypracować propozycje rozwiązań zwiększających możliwości pozyskania długoterminowego pieniądza.

Zespół pracował nad trzema problemami: bankowości hipotecznej, sekurytyzacji aktywów przez subpartycypację i niezabezpieczonych emisji obligacji banków. Po ekspansji z lat 2005-2008 w bankach mamy bardzo duży udział aktywów długoterminowych i krótkoterminowego finansowania. To trzeba zmienić. Finansowanie długoterminowe trzeba dobudowywać w oparciu o istniejące już rozwiązania. A więc listy zastawne jako papier cieszący się dużą wiarygodnością…

Z tym, że w tej chwili są u nas tylko dwa banki hipoteczne.

My mówimy o budowaniu rynku długoterminowego finansowania przez kilka lat. Nie oczekujemy, że to nastąpi natychmiast.

Czy zmieniony będzie obecny model, w którym papiery zabezpieczonej hipotecznie mogą emitować tylko specjalistyczne banki?

Nie. To byłoby złe rozwiązanie. Myślimy o budowaniu takich wehikułów przez poszczególne banki poprzez banki hipoteczne.

Ale też nie każdy musi mieć własny bank hipoteczny.

Banki są zainteresowane?

To zainteresowanie na pewno przyjdzie z czasem. Ważne jest to, żeby je wspomagać poprzez rozwiązywanie kwestii, które w przeszłości utrudniały funkcjonowanie banków hipotecznych. Podam przykład elektronicznych ksiąg wieczystych. To już jest, więc jedna istotna bariera zniknęła. Zespół wypracował listę spraw, która wymaga interwencji ustawodawcy, a których załatwienie zwiększy możliwości finansowania poprzez listy zastawne, czy przez sekurytyzację.

Jak pan ocenia to, co dzieje się na Cyprze? Mam na myśli obciążenie deponentów kosztami ratowania banków.

Generalnie uważam, że depozyt – niezależnie od tego, czy on jest gwarantowany, czy nie – może podlegać jakimś ograniczeniom tylko w przypadku upadłości banku. A po to państwa członkowskie UE dały limit gwarancji 100 tys. euro, żeby skalę dolegliwości w przypadku upadłości zmniejszyć.

A wracając do sytuacji na Cyprze – przy dobrze funkcjonującym nadzorze do upadłości banków raczej nie powinno dochodzić. Nadzór ma wiele instrumentów, by temu zapobiegać – tylko to trzeba robić z wyprzedzeniem. Popatrzmy na Polskę. U nas ostatnia upadłość to był Bank Staropolski w 2000 r., ale od tego czasu liczba banków systematycznie maleje. A więc procesy reperowania sektora następują. To od samego nadzoru zależy, w jakim momencie on zainterweniuje.

Niedawno KNF przyjęła nową rekomendację T, która znacznie rozluźnia ograniczenia nałożone na banki przy udzielaniu kredytów detalicznych. To rozluźnienie jest znacznie mocniejsze, niż proponował urząd KNF, jednak banki – przynajmniej te duże – wcale nie palą się do korzystania z możliwości, jakie uzyskały. Czy przedstawiciele urzędu zniechęcali banki do mocnego wchodzenia w kredyty ratalne lub gotówkowe?

Nie. Banki po prostu realnie oceniają sytuację. Wyciągnęły wnioski z tego, co działo się w poprzednich latach. Walkę o pozycję rynkową w pożyczkach gotówkowych okupiły dużą szkodowością i koniecznością tworzenia wysokich rezerw. Dzisiaj akcjonariusze nie oczekują dużych udziałów rynkowych. Poza tym rekomendacja utrzymuje wymóg badania zdolności kredytowej i zasięgania informacji w Biurze Informacji Kredytowej.

Druga strona to klienci. Każdy, kto już ma negatywną historię kredytową, ma utrudniony dostęp do kredytu. Poza tym wszystkie dane pokazują, że klienci są obecnie bardziej ostrożni w zwiększaniu zadłużenia. Według naszych wyliczeń relacja kredytów dla gospodarstw domowych do ich dochodów do dyspozycji brutto zwiększyła się do 56 proc. na koniec 2012 r. z 21 proc. w 2005 r. Gdzie tu miejsce na dalsze zwiększanie zadłużenia? Jeśli chodzi o kredyty konsumpcyjne, mamy jeden z wyższych w Europie wskaźników zadłużenia gospodarstw domowych do PKB. Przed nami są takie kraje, jak Portugalia czy Grecja…

>>> Czytaj też: Bank Pekao jest otwarty na akwizycje na polskim rynku

KNF ma już audyty otwarcia spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych. Co pan teraz wie o SKOK-ach? O ich sytuacji finansowej?

Sytuacja jest złożona. W wielu przypadkach wymaga dalszych analiz, a pełny obraz będziemy mieć po otrzymaniu zbadanych sprawozdań rocznych i inspekcjach na miejscu. Trzeba też ocenić jakość dotychczasowego nadzoru sprawowanego przez Kasę Krajową. Informację o zbiorczych wynikach SKOK-ów powinniśmy podać za kilka miesięcy, mniej więcej w tym czasie, kiedy będziemy publikować informacje o innych sektorach rynku finansowego.

Wiadomo, ilu klientów SKOK-i miały w połowie ubiegłego roku, jaka była wartość pożyczek, depozytów. Czy w drugiej połowie ubiegłego roku, gdy wiadomo było, że zostaną objęte nadzorem KNF, nadal rosły?

Tak, ale już nie w takim tempie, jak w poprzednich latach. Sytuacja, która ma miejsce na rynku bankowym – ograniczenie dynamiki w kredytach ma również wpływ na SKOK-i.