Mińsk ma mniejszą motywację do takich poszukiwań, ponieważ płaci promocyjną cenę za rosyjski gaz konwencjonalny.
O podpisaniu 10-letniej umowy koncesyjnej z jedną ze szwajcarskich firm poinformował niedawno Uładzimier Waraksa z ministerstwa zasobów przyrodniczych i ochrony środowiska (Minpryrody). Nienazwana firma – zgodnie ze słowami Waraksy – ma być pierwszą z wielu zachodnich kompanii poszukiwawczych, które Mińsk zamierza zachęcić do przyjazdu na Białoruś. Wstępnie wytypowano osiem lokalizacji, przede wszystkim na Polesiu.
Temat gazu łupkowego na Białorusi wrócił po prawie trzyletniej przerwie. W 2010 roku, w warunkach ostrego konfliktu na linii Mińsk – Moskwa, Alaksander Łukaszenka zapowiadał już podobne przedsięwzięcie. – Europejczycy chcą dzięki łupkom o jedną trzecią ograniczyć dostawy z Rosji. Popracujmy i my, przecież to nie są duże pieniądze, a wiercić, rąbać i wydobywać umiemy – mówił białoruski prezydent. Wówczas jednak Białorusini płacili za 1 tys. m sześc. rosyjskiego gazu 215 dol. Teraz płacą 160,5 dol., czyli dwu-, trzykrotnie mniej niż Polska czy Ukraina.
Tymczasem zwłaszcza Kijów upatruje w łupkach szansy na energetyczne uniezależnienie się od Rosji. – Mam nadzieję, że nieco uśmierzą one podobne apetyty. Realnie biorąc, rozpoczęcie eksploatacji w znaczących rozmiarach planujemy w okolicach przełomu 2013 i 2014 roku – mówił DGP deputowany Partii Regionów Ołeh Zarubinski.
Reklama
– Dwa złoża (juziwskie i ołeskie – red.) mogą dawać 15 mld m sześc. gazu rocznie. Obecnie objętość gazu wydobywanego na Ukrainie metodami tradycyjnymi sięga 20 mld m sześc. W 2025 roku możemy w sumie wydobywać 45 mld m sześc. gazu z różnych źródeł, co pokryłoby 90 proc. naszego zapotrzebowania. A po kolejnej dekadzie nawet 70 mld, co otworzy nam perspektywy dla eksportu. Bez łupków nigdy nie uniezależnimy się od Rosji – dodawał.