Uzależnienie od handlu ze strefą euro może przeszkadzać polskiej gospodarce. Przedsiębiorcy powinni szukać innych rynków, np. w Azji – uważają eksperci Coface i Credit Agricole.
Strefa euro może być naszą kulą u nogi, bo nie zanosi się, że nastąpi w niej szybkie odbicie gospodarcze. PKB Eurolandu spadł w 2012 r. o 0,5 proc. I, jak mówił w czasie ostatniej Country Risk Conference Marcin Siwa, dyrektor oceny ryzyka w Coface, nie ma sygnałów, że to się zmieni na lepsze w 2013 r. Strefa miałaby szansę na wzrost, gdyby ruszyła konsumpcja prywatna, ale ludzie wolą oszczędzać, niż wydawać, ze względu na mały realny wzrost płac. I to mimo że są stosunkowo zamożni i mało zadłużeni.
Szansa dla polskich firm? Szukanie nowych rynków. Eksperci Coface i Credit Agricole uważają, że największy potencjał mają rynki wschodzące, choć nie wszystkie. Te, które mają silne relacje handlowe z Europą Zachodnią, zwolniły – co dotyczy też Polski. Największe możliwości daje Azja, gdzie PKB w tym roku może wzrosnąć o 7 proc.
A polskie firmy są tam niemal nieobecne. Marcin Siwa zauważa, że trudno znaleźć kraj azjatycki w zestawieniu najważniejszych odbiorców polskiego eksportu. Choć podobnie jest w wielu krajach strefy euro. Tylko w przypadku czterech członków strefy handel z emerging markets stanowi ponad 30 proc. sprzedaży za granicę. W czołówce są Niemcy, gdzie ten odsetek jest nieznacznie poniżej jednej trzeciej.
Reklama
Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska, mówi, że nasi eksporterzy szukają nowych rynków zbytu. – I następuje realokacja eksportu, ale nie duża i dotyczy głównie rynków wschodnich. Nie widać ożywienia wymiany handlowej z Azją – opowiada Borowski. I dodaje, że szans na wyraźne odbicie polskiego eksportu w tym roku nie ma. On liczy na wzrost o 3,3 proc.
Dariusz Kowalczyk, ekonomista Credit Agricole Corporate and Investment Bank w Hongkongu, mówi, że wejście na rynek azjatycki jest trudne, bo tamtejszy konsument jest bardzo przywiązany do marki. Jego zdaniem firmy powinny poszukać sobie nisz, w których mogłyby działać, np. sprzedaż żywności lub alkoholu. Które rynki są najbardziej perspektywiczne? Według Kowalczyka przede wszystkim Chiny, gdzie płace rosną w tempie 15 proc. rocznie i jest duży potencjał do wzrostu konsumpcji. Analityk wymienia też Indonezję i Malezję.