Jednak to, czy jej się to uda, wcale nie jest pewne, bo kilka punktów planu wciąż pozostawało nieuzgodnionych. Jeśli Słowenia będzie musiała skorzystać z pomocy, stanie się już szóstym ratowanym w ten sposób państwem w liczącej 17 członków strefie euro.
Słoweńska premier Alenka Bratuszek, która władzę objęła zaledwie przed sześcioma tygodniami, zapewniała wczoraj, że plan zostanie zatwierdzony w czwartek, najpóźniej w piątek. Jednak Komisja Europejska nie jest przekonana, czy Lublana zdąży. – Chcemy najpierw przeanalizować program, zanim będziemy komentowali – powiedział wczoraj Olli Rehn, unijny komisarz ds. gospodarczych i walutowych. Jeszcze pod koniec zeszłego tygodnia wyrażał opinię, że Słowenia może wyjść z kryzysu finansowego własnymi siłami.
Kwestią, której jak na razie nie udaje się rozwiązać, jest przyjęcie reguły budżetowej określającej maksymalny poziom wydatków. Posłowie centrolewicowej koalicji chcą, aby obowiązywała ona od 2017 r., opozycji – by już za dwa lata. Kluczowym elementem planu będzie jednak prywatyzacja – według nieoficjalnych informacji rząd zamierza sprzedać operatora telekomunikacyjnego Telekom, którego kapitalizacja wynosi 647 mln euro i który w 74 proc. należy do państwa, oraz drugi co do wielkości bank w kraju – przynoszący straty NKBM.
Reklama

Uwaga na banki

Właśnie sektor bankowy, który w odróżnieniu od innych państw w regionie pozostał w większości w rękach państwa, jest głównym problemem dwumilionowej Słowenii. Szacuje się, że wartość wszystkich niespłacanych kredytów wynosi ok. 7 mld euro, co stanowi ponad 15 proc. PKB kraju. Dlatego też plan naprawczy będzie przewidywał utworzenie banku złych długów. Przeniesienie ich do jednej instytucji umożliwi sprzedaż i restrukturyzację pozostałych.
Bankowe długi przekładają się na deficyt państwa. Słowenii wprawdzie udało się zmniejszyć deficyt – z 6,4 proc. PKB w 2011 r. do 4 proc. w 2012 r. – ale teraz znów rośnie i planu zejścia poniżej 3 proc. nie uda się zrealizować. Komisja Europejska przewiduje, że w tym roku słoweński deficyt sięgnie 5,3 proc.
Na razie wartość ewentualnej pomocy dla Słowenii pozostaje w sferze spekulacji. Można jednak przyjąć, iż brakujące bankom 7 mld euro to minimum, a biorąc uwagę, że dwukrotnie mniejsza gospodarka Cypru dostała 10 mld euro, Słowenia powinna otrzymać co najmniej tyle samo. Nie jest to oczywiście kwota, która zachwieje działającym od pół roku Europejskim Mechanizmem Stabilizacyjnym (ESM), będącym obecnie jedynym źródłem pomocowych pieniędzy dla strefy euro, bo z niego wykorzystano jak dotąd 50,4 mld euro, czyli nieco ponad 10 proc. przeznaczonych na to środków.

Kosztowna pomoc

Jednak łączna kwota wydana na ratowanie członków strefy euro przed niewypłacalnością jest znacznie większa. Dotychczasowe transze – dwa dla Grecji, dla Irlandii, Portugalii i Cypru oraz dla Hiszpanii, która dostała pożyczkę tylko na ustabilizowanie sektora bankowego – kosztowały 442,5 mld euro, przy czym w przypadku Hiszpanii uwzględnione są tylko pieniądze faktycznie przekazane bankom (58,9 mld euro prawdopodobnie nie trzeba będzie użyć). A to już zauważalna kwota – 442,5 mld euro to 3,5 proc. rocznego PKB całej Unii Europejskiej albo 46 proc. budżetu UE na nową perspektywę finansową (2014–2020), zgodnie z uzgodnionym w lutym projektem.
98,5 proc. PKB Grecji za 2012 r. stanowią dwa pakiety pomocy finansowej dla tego kraju
700 mld euro takimi środkami dysponuje ESM, przy czym na pożyczki może być przeznaczone 500 mld euro, pozostałe 200 mld euro musi pozostać rezerwą
97,6 mld euro na pożyczki dla państw strefy euro przekazał Międzynarodowy Fundusz Walutowy