Protestujący żądali przede wszystkim, aby nowy premier Enrico Letta dotrzymał obietnic wyborczych i skoncentrował się na tworzeniu nowych miejsc pracy, zamiast kontynuować program oszczędnościowy zapoczątkowany jeszcze przez swojego poprzednika Maria Montiego.
To zadanie nie będzie proste, bo sytuacja gospodarcza we Włoszech pozostawia wiele do życzenia. Kraj znajduje się w najdłuższej od ponad 40 lat recesji. W połowie maja ogłoszono, że gospodarka kurczyła się siódmy kwartał z rzędu. Dług publiczny sięga 127 proc. PKB, co w strefie euro jest drugim najgorszym wynikiem po Grecji. Pomimo wprowadzonych oszczędności do końca roku dług ma się jeszcze powiększyć i osiągnąć poziom 131,5 proc. Z bezrobociem boryka się 11,5 proc. Włochów, w tym prawie co czwarty poniżej 25. roku życia. Gorzej mają tylko młodzi Hiszpanie i Grecy.
Zadania włoskiemu premierowi nie ułatwia także skomplikowana sytuacja polityczna – rządowa koalicja wyłoniona została dopiero po dwóch miesiącach od wyborów (odbyły się pod koniec lutego) i składa się z lewicowej Partii Demokratycznej oraz prawicowego Ludu Wolności Silvia Berlusconiego. Włosi są sceptyczni, czy tak egzotyczny sojusz będzie w stanie zdziałać coś dla kraju w ciężkich czasach. Zgodnie z najnowszym, opublikowanym pod koniec ubiegłego tygodnia sondażem koalicja cieszy się poparciem zaledwie 34 proc. Włochów, podczas gdy miesiąc temu pozytywnie oceniało ją 43 proc. ankietowanych.
Reklama