Formuła, która uzależnia ceny gazu od notowań ropy naftowej, stosowana jest przez producentów błękitnego paliwa już od 40 lat. I zdaniem Gas Exporting Countries Forum (GECF), organizacji skupiającej kraje eksportujące ten surowiec, „w długim okresie” pozostanie dominującą formą ustalania cen w kontraktach.

Tymczasem ostatnie wydarzenia na europejskim rynku gazu sugerują coś zupełnie przeciwnego. Jak poinformował niemiecki RWE, sąd arbitrażowy zawyrokował, że koncern od maja 2010 roku przepłaca Gazpromowi i nakazał rosyjskiemu monopoliście zmianę formuły w taki sposób, by uwzględniała rynkowe ceny gazu.

>>> Czytaj również: Rosji nie podoba się polityka gazowa UE

Nowa era na rynku gazu w Europie?

Reklama

Europejskie firmy spierają się z producentami gazu o formuły cenowe, ponieważ w czasie kryzysu gospodarczego popyt na surowce spadł, a notowania gazu na rynku są niższe od cen w wieloletnich kontraktach, uzależniających je od sytuacji na rynku ropy. Gazprom zdaje sobie sprawę z tych realiów i przeznaczył w tym roku aż 6 mld euro na potencjalne rabaty dla europejskich odbiorców. To prawie dwukrotnie więcej niż odpis, jakiego dokonał na ten cel rok temu.

Jak uważa analityk banku UBS Alberto Gandolfi, wyrok w sprawie RWE stanowi precedens, który może położyć kres 40-letniej historii wiązania cen gazu z notowaniami ropy. Obecnie około 85 proc. zakupów gazu w strefie euro odbywa się w oparciu o tę formułę. Według wyliczeń szwajcarskiego banku, jej porzucenie pozwoliłoby zaoszczędzić regionowi 12 mld euro rocznie.

Zdaniem Trevora Sikorskiego, analityka firmy Energy Aspects, „może to stanowić punkt zwrotny, który zapoczątkuje nową erę na rynku gazu w Europie”. I dodaje, że jeżeli faktycznie tak się stanie, to zmiany zajdą także na rynkach pozaeuropejskich. Azjatyccy odbiorcy gazu mogą bowiem stwierdzić, że arbitraż to jedyna droga do tego, by zmniejszyć swoje rachunki za gaz.

W arbitrażach wygrywają nie tylko klienci Gazpromu. Electricite de France, największy europejski producent energii, uzyskał w kwietniu obniżkę cen gazu dostarczanego do swojej włoskiej spółki Edison. Udzielił jej trzeci największy (po Norwegii i Rosji) dostawca gazu do Europy – algierski Sonatrach. W arbitrażu przegrał również katarski RasGas, który dostarcza surowiec w postaci ciekłej.

>>> Czytaj również: Polskę i Chiny połączy gaz łupkowy

Według szacunków Międzynarodowej Agencji Energetycznej (MAE) handel gazem w skali globalnej wzrośnie do 2018 roku o 30 proc. Głównym powodem tak optymistycznej prognozy jest wzrost eksportu Australii oraz dostawy surowca z Ameryki Północnej, które mogą rozpocząć się pod koniec okresu objętego prognozą. Większa ilość surowca na światowym rynku będzie wywierała presję na eksporterów, by zmienili niekorzystny dla odbiorcy system ustalania cen.

Organizacja GECF, która zaczęła działać na początku tego wieku, ustaliła podczas szczytu w 2011 roku, że państwa-eksporterzy powinni współpracować w celu zwiększenia cen gazu oraz wolumenu jego produkcji. Mimo to grupa nie jest tak efektywna, jak jej odpowiednik w handlu ropą – OPEC, który spotyka się dwa razu do roku by dostosować produkcję w celu osiągnięcia jak najbardziej atrakcyjnych cen.

Wyzwaniem dla producentów gazu jest rosnąca produkcja ze stron państw spoza tej grupy. Zdaniem MAE do 2018 roku wydobycie w Australii wzrośnie o 156 proc. i osiągnie wartość 141 mld metrów sześciennych rocznie. Jednocześnie dostawy LNG z wielu należących do GECF krajów mogą zmaleć.

>>> Polecamy: Polska, Argentyna i Australia – oto kluczowe rynki dla inwestycji w gaz łupkowy

Władimir Putin stara się utrzymać wpływ Rosji na globalny rynek gazu zwiększając eksport do Azji i rozwijając projekty LNG. O ile w handlu gazem transportowanym rurociągami Rosja ma udział na poziomie 26-proc., to w rynku LNG ma zaledwie 4,5 proc. udziałów.

Jak twierdzi Thierry Bros z Societe Generale, GECF nie stanowi realnej siły. Ale sama Rosja owszem, w związku z czym Gazprom w dalszym ciągu będzie miał wpływ na rynek błękitnego paliwa. „Gazprom stawia czoło pewnym wyzwaniom, ale stoi przed nim również wiele szans, takich jak rosnący popyt w Azji” – uważa ekspert.