Jeżeli nie traktować polityki jedynie jako sztuki utrzymywania się u władzy (za Machiavellim), lecz przyjmować (za Arystotelesem) jako rodzaj sztuki rządzenia państwem, której celem jest dobro wspólne, to można z łatwością dojść do wniosku, iż istotą polityki jest umiejętność (a i szuka) osiągania optymalnych celów przy niewystarczających środkach (przy wystarczających żadna sztuka – każdy potrafi). Mówiąc prościej, polityka to sztuka mądrego wyboru, ustalania celów, priorytetów, zgodnej z nimi selekcji działań i wreszcie ich realizacji. Hop-siup, łatwo powiedzieć – gorzej wykonać.
Po co ten filozoficzny wstęp? Otóż zamierzam zrobić coś niezbyt dzisiaj popularnego, a mianowicie chcę pochwalić premiera Donalda Tuska za jego dwie fundamentalne wypowiedzi odnośnie naszej strategii energetycznej. Oczywiście zamiast tych wypowiedzi wszyscy wolelibyśmy mieć zaktualizowaną politykę energetyczną, której wyglądamy jak kania dżdżu, bo stara jest już całkowicie nieadekwatna do okoliczności. Ale na bezrybiu i rak ryba, a wypowiedzi premiera są bardzo ważne.
W pierwszej szef rządu stwierdził, że w pełni zrealizujemy przyjęty na siebie obowiązek określonego udziału energii ze źródeł odnawialnych (tzw. 15 proc. obowiązek OZE) w bilansie energii końcowej, że zobowiązania tego nie będziemy przekraczać i że zrealizujemy je najtańszym kosztem. - Szukamy rozwiązania, które dla wielu będzie bezkompromisowe; rozwiązania, zgodnie z którym działania, głównie w sprawie OZE – bo to jest kluczowy problem – nie będą prowadziły do nadmiernego wzrostu cen energii w Polsce– powiedział premier.
Później pojawiła się druga wypowiedź, tym razem na temat wstrzymanej inwestycji w dwa nowe węglowe bloki Elektrowni Opole. Premier stwierdził, że rząd znajdzie sposoby i środki, aby doprowadzić do realizacji tej ważnej dla naszego bezpieczeństwa energetycznego inwestycji: „Potwierdziliśmy gotowość rządu do budowy Elektrowni Opole i po przeanalizowaniu wszystkich danych uznaliśmy, że rząd znajdzie środki i sposoby, aby ta inwestycja była prowadzona zgodnie z naszymi zamiarami”.
Reklama

>>> Czytaj również: Bezpieczeństwo energetyczne Polski jest zagrożone

W ten sposób uzyskaliśmy z najwyższego szczebla zapewnienie, iż najpoważniejszy problem polskiej energetyki, tj. nadciągający w latach 2016–2020 deficyt mocy, zostanie rozwiązany. Prądu nam nie zabraknie. Można by problem odłożyć do archiwum historii, gdyby nie to, że deklaracja premiera ma charakter w stu procentach polityczny, tzn. jest obietnicą rozwiązania, a nie jego opisem. Członkowie rządu i rządowych agend nie pospieszyli z technicznymi szczegółami rozwiązań, a mianowicie z informacjami, jak, kto, kiedy i za jakie środki przełoży tę deklarację na realny program inwestycyjny i w jaki sposób program ten zmieści się wraz z innymi wcześniej zadeklarowanymi (jądrowym, łupkowym, gazoportu, sieci energetycznych) w chudym portfelu polskich zdolności inwestycyjnych (finansowych, a i logistycznych).
Wierzymy, iż premier, obiecując nam rozwiązanie problemu, musiał zakładać, że będzie ono uzyskane w ramach obowiązującego prawa: od konstytucji poczynając, na prawie spółek handlowych kończąc. I liczyć się z bacznym okiem Komisji Europejskiej zerkającej nam przez ramię w procedurze notyfikacji ustaw i rozporządzeń. Interpretując okoliczności w sposób konstruktywny, powinniśmy przyjąć, że rząd, nie prezentując swojego planu, zaprosił wszystkich do przedstawienia swoich jego wersji.
Po dwudziestu paru latach wolnorynkowych i demokratycznych doświadczeń wiemy, że jedynym źródłem środków jesteśmy my, obywatele – bądź jako podatnicy, bądź jako konsumenci. Nie oznacza to jednak, że jest dla nas bez znaczenia, w jaki sposób środki te będą od nas pobierane (w postaci podatków lub opłat) i na co będą przeznaczane oraz czy będziemy mieli na te kwestie bezpośredni wpływ. Tu trzeba przypomnieć, że energetyka prosumencka (przydomowa, przyzagrodowa, przywarsztatowa) od niedawna taki wpływ nam daje. (W Polsce jeszcze nie, bo jej nie ma, ale w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Holandii, we Włoszech już tak).
Energetyka prosumencka daje prawdziwy wybór, a to oznacza konkurencję, która jest najskuteczniejszą metodą zapewniającą działanie w sposób „najtańszy dla obywateli”. Ale energetyka ta nie rozwiąże wszystkich naszych problemów. Będzie potrzebna też energetyka systemowa – duże, wysokoefektywne, niskoemisyjne bloki, oraz energetyka interwencyjna – szybko startujące, nieduże elektrownie gazowe (również niskoemisyjne). Pojawi się też energetyka gminna – zapewniająca zaspokojenie potrzeb lokalnych. Ale trzeba powiedzieć jasno: wszystko na rynku energii się nie zmieści, zresztą na wszystko nie wystarczy nam środków. Nie da się uniknąć wyboru, a wybór ten musi być optymalny – na inny nas nie stać!
Każdy z tych podsektorów wymaga innej regulacji, innych mechanizmów finansowania, każdy spełnia inne niezastępowalne funkcje i realizuje inne nieredukowalne cele. Dlatego oprócz politycznej deklaracji potrzebna jest też polityczna decyzja – jaki ma być polski miks energetyczny – nie tylko paliwowy, lecz także strukturalny (funkcjonalny) – ile jakiej energetyki, czyli skąd prąd?

>>> Czytaj też: Energia atomowa wciąż przeraża Polaków